niedziela, 14 października 2012

Rozdział 8. Żadna praca nie hańbi.



Mathias wszedł do biura Stowarzyszenia już o 6 rano. Portierka uśmiechnęła się do niego.
-Dzień dobry, panie Sakai - powiedziała z radością i podała mu kubek kawy. -Jak zawsze jest pan punktualnie.
-A ty jak zawsze masz dla mnie kawę - zaśmiał się.
Witali się tak standardowo, każdego poranka. Ona musiała być w pracy o tej godzinie, a on po prostu był pracoholikiem. Kochał swoją pracę, zwłaszcza dlatego, że dzięki niej poznał masę ciekawych ludzi i zwiedził prawie całą galaktykę.
Gdy wszedł do swojego biura, otworzył okno, by wpuścić do środka świeże, rześkie powietrze i usiadł za biurkiem. Gdy komputer się włączał, Mathias, popijając kawę, przeglądał teczki kandydatów, którzy mieli dziś pojawić się w Stowarzyszeniu. Miał wybrać dwoje z nich, po miesiącu, a po dwóch pozostać przy jednym, który zostanie jego następcą. Wybierano tylko najlepszych, więc lista wyróżnień i ocen nie robiła na nim wrażenia. Chciał wiedzieć, jakimi osobami były te trzy dziewczyny i dwóch chłopaków.
No i się zjawili punkt ósma w holu. Całą piątka rozglądała się po pomieszczeniu z zaciekawieniem.
Mathias zszedł do nich, poprawiając krawat.
Przyglądał się wszystkim jednocześnie, ale też każdemu z osobna, nim wyszedł zza jednego z licznych weneckich luster.
-Witajcie - przywitał się ciepło.
Jedna z przybyłych osób, Rose, spojrzała niego beznamiętnie. To ta cholera jedna zajmowała JEJ miejsce.
-Jestem Mathias Sakai i przez najbliższy miesiąc do mnie będzie należała ocena waszej pracy. Nie lubię tego robić, ale niestety, muszę.
- Taka praca - powiedziała Rose.
Miała może z 16 lat, długie, blond włosy, była wysoka i miała zgrabne nogi. Na sobie miała białą bluzkę, dżinsową spódniczkę przed kolano oraz... kowbojki.
Jednak jego uwagę przykuła dziewczyna o długich, czarnych lokach, które sięgały jej pośladków. Miała na sobie mini i ogromny dekolt. Mathias chrząknął.
-Obowiązuje was strój, jednakowy dla wszystkich - zaznaczył.
-Nuda - czarnowłosa spojrzała na niego zalotnie.
- Po co? - zainteresowała się Rose, spoglądając na niego znad notatnika.
-Żebym miał łatwiejsze zadanie i mógł zachować obiektywizm. I żeby chłopcy nie czuli się przegrani, bo nie mają kobiecych atutów - puścił XXom oczko, a tamci uśmiechnęli się niepewnie.
- O Boże - Rose przewróciła oczami i wróciła do pisania.
-Cóż, takie dostałem wytyczne z góry.
No i był biseksualny, soł i tak mieli równe szanse, nie?
- Mhm, czyli góra myśli, że będziesz nas wykorzystywać do seksu - stwierdziła Rose, nie patrząc na niego.
-Niestety, jeśli któreś z was przyszło tu z założeniem, że tak uda się wam mnie "kupić", proponuję kupić pierwszy lepszy brukowiec, gdzie znajdziecie zdjęcia mojej narzeczonej i mnie - wzruszył ramionami. -Oczekuję pełnego zaangażowania, 200 % normy.
Rose uniosła brew, a potem znowu coś kreśliła w notesie.
- Gratulacje.
-Okej. To zapraszam na przejście się po biurze. Każde z was będzie przychodziło wpierw przez jeden dzień w tygodniu, a następnie dostanie swój własny tydzień.
Wszyscy ruszyli za swoim mentorem. Zapowiadała się niezła zabawa.
Pokazał im biurka, archiwum, zaplecze i pokój socjalny. Na inne pomieszczenia nie mieli autoryzacji.
-Dopiero te dwoje z was, które przejdą ten casting, dostaną swoje własne karty do czytnika i będą mogli zobaczyć komnatę Mistrza.
-Szkoda - powiedział jeden z chłopaków.
- Więc co teraz?
-Czworo z was mogę zwolnić na dziś, jeśli ustalimy kolejność, w jakiej będziecie przychodzić w tym tygodniu.
- Jak to rozstrzygniemy?
-Pozostawiam to wam do wyboru - powiedział, jednocześnie uważnie ich obserwując. Jeśli dobrze pójdzie, wybiorą nieoficjalnego lidera grupy.
- Papier, kamień, nożyczki? Imiona na karteczkach, losowane w miseczce? Rzucamy monetą? Kto dalej splunie? Idziemy na bilarda?
-Może niech pierwsze trzy dni przychodzą dziewczyny, bo kobiety mają pierwszeństwo - zaproponował blondyn. -Ja przyjdę w piątek, kolega w czwartek. Panie zdecydują o dzisiaj, wtorku i środzie.
-Bardzo dobry pomysł, panie - Mathias zerknął w notatkę - panie Roberts.
- No dobra, idźcie już sobie - powiedziała Rose, robiąc notatki w notatniku, który na okładce miał czarną skórę. - Mogę być pierwsza. I z głowy.
-Okej, panno...
- Quinn - w końcu spojrzała swymi zielonymi oczami w jego niebieskie czy jakie on tam sobie miał.
Niebieskie.
-Przepraszam, panno Quinn, nie doczytałem.
Uniósł brew.
-Nie oczekuję tytułowania - powiedział cicho. -Proszę zachować się odpowiednio i służbowo, okej?
Rose odwróciła wzrok w swój notatnik. Nie zrozumiał ironii.
- Od czego mam zacząć?
-Od tego, że chciałbym cię lepiej poznać, panno Quinn.
Wszyscy już sobie poszli, to mogła mówić.
- Roaseanne Quinn, lat 16, uczennica Podniebnego Liceum na Grenlandii na Ziemi.
- W dokumentach jest wszystko, co powinieneś wiedzieć. Nie pijam kawy. Kawa zabija.
Uniósł brew.
-To wiem z dokumentów - zaprowadził ją do siebie i zaproponował kawę.
Uniósł znów brew. Okej. Laska była zarozumiała i arogancka. Co z tego, że seksowna.
-Skoro tak uważasz - wzruszył ramionami. -Tam jest biurko dla ciebie. Weź dokumenty i posegreguj je - powiedział chłodno.
Już wiedziała, po co oni robią takie konkursy. Żeby te biedaki jak ona musiały zamiatać ich brudy. Ech.
Usiadła przy biurku. Nim jednak zabrała się do pracy, znowu nabazgroliła w notesie. Dopiero potem zaczęła wykonywać swój "obowiązek".
Obserwował ją. I zapisywał swoje spostrzeżenia.
A Rose odgarniała co chwilę wymykające się kosmyki włosów za ucho. Raz po raz uśmiechała się. Nie, żeby tam było coś zabawnego. Tak po prostu się uśmiechała (tak, to było dziwne, przecież od XXI w. nikt się nie uśmiechał bez przyczyny).
Okej, była ładna. Nawet bardzo. Podobały mu się jej włosy. Była tez seksowna. A gdy ktoś zapukał do drzwi, szybko porzucił myśli o niej.
-Proszę.
Do środka weszła drobna, figlarna dziewczyna o kasztanowych włosach, o łagodnym, zielonym spojrzeniu.
-Cześć, Mat - powiedziała miękko i na chwile ich usta złączyły się w lekkim pocałunku. -Ojej, ktoś tu jest!
-tak, to jedna z kandydatek na mojego zastępcę. Darlo, poznaj pannę Quinn.
Rose spojrzała na nią.
- Dzień dobry - a potem wróciła do swojego zadania.
Darla uniosła brew.
-Okej. Słuchaj, mam dla ciebie te materiały - podała mu teczkę. -I niestety, musze odwołać dzisiejszą randkę. Tata wyjeżdża do Aspen i prosił, bym pojechała z nim.
-Jasne.
Jakoś nie czuł żalu.
No, Rose przynajmniej się przywitała. No cóż. Na chwilę oderwała się od segregowania śmieci i zakreśliła coś w notatniku.
Gdy Darla wyszła, Mathias zerknął na zegarek.
-Jesteś głodna?
- Trochę jestem. Kiedy przerwa?
-Właśnie miałem iść po lunch. Przynieść ci coś, panno Quinn?
- Dwie duże bułki z ziarnami dyni z szynką, serem, sałatą i ogórkiem. I herbatę rumiankową.
-Okej - sięgnął po swoją marynarkę. -Masz apetyt - przyznał z uśmiechem.
- Mam - potwierdziła. - Lubię takie jedzenie na lunch.
Roześmiał się.
-To fajne, jak kobieta ma apetyt - przyznał. -Wracam za 10 minut.
- Jasne.
Wyszedł. Idąc, myślał o niej. Była seksowną kobietą, ale nie w jego typie. Nie lubił aroganckich i zarozumiałych bab.
Chyba jeszcze nic nie widział.
Wrócił z zakupami. Podał jej torebkę, a sam usiadł za biurkiem i wyjął kanapkę.
Rose ze spokojem otwarła przeźroczystą folię i zabrała się za jedzenie.
- Smacznego.
-Dziękuję, nawzajem - uśmiechnął się.
- Co będę robić po przerwie?
-nauczę cię, jak wprowadzać dokumenty do archiwum.
- Okej - zjadła bułeczki, popiła herbatką i zabrała się za pisanko w notatniku, póki Mathias, ekhem, znaczy jej szef, jeszcze wcinał.
Zastanawiało go, co też ona tam skrobała. Cóż. Regulamin tego nie zabraniał.
-Panno Quinn, proszę tu podejść.
Rose wstała i podeszłą do niego spokojnym krokiem. Stanęła przed nim, zaplatając łapki na podołku.
Obrócił monitor w jej stronę.
-Szare to sprawy zamknięte. Czerwone to otwarte, fioletowe dotyczą ludzi na wyższych stanowiskach i oznaczają wewnętrzne dochodzenia. Tych nie wolno pani czytać.
- Jasne, się wie - uśmiechnęła się lekko.
-Okej. Zielone oznaczają sprawy nieletnich. Zazwyczaj nieświadome użycie Fluxa.
- Okej, rozumiem.
-Zajmiesz się tym - polecił i sięgnął po swój terminarz. -A ja pójdę zapytać o coś Mistrza.
- Okej - wróciła na swoje miejsce i standartowo zajęła się notatnikiem. Potem obczaiła sprawy komputerowe.
-Mogę cię o coś zapytać?
- Jeśli musisz...
-Co tak notujesz?
- Nie notatkuję.
-Coś tam wiecznie skrobiesz.
- Rysuję - odpowiedziała i spojrzała na niego krótko.
Uniósł brew.
-Okej, szanuję twoją prywatność, panno Quinn.
- Proszę się nie martwić, jestem skupiona na pracy - zapewniła go.
-Oczywiście, wierzę ci, panno Quinn - zapewnił ją.
Uśmiechnęła się do niego niczym mała dziewczynka, a potem spojrzała w monitor.
Wyszedł i nie było go prawie godzinę.
Rose w tym czasie skończyła robić swoje. Ciekawe czy w ogóle zrobiła to dobrze...
gdy wrócił, wyglądał na zmęczonego.
-Możesz już iść do domu - powiedział cicho.
- Stało się coś? - uniosła brew wyżej.
-Kłopoty z jedną z filii. Mistrz musi wyjechać na kilka tygodni i okazuje się, że prócz egzaminowania was muszę poprowadzić Stowarzyszenie.
- A... no cóż... to powodzenia?
-Przyda się - puścił jej oczko. -Odprowadzę cię do wyjścia, panno Quinn./
- A może jakoś mogę pomóc? - zaproponowała, kiedy już szli.
-Dziękuję, ale to dopiero gdy będę zmuszony wybrać kogoś z was - westchnął.
- No dobra, warto było zapytać - wzruszyła ramionami. - No to widzimy się za tydzień.
-Jasne. Przygotuj szaty, powinny już wtedy do was dotrzeć - obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
- Świetnie! - ucieszyła się. - No to do widzenia - i zniknęła w tłumie.
Odprowadził ją wzrokiem, a potem wrócił na górę, zając się sprawą potrójnego zabójstwa mało znanych piłkarzy..


niedziela, 7 października 2012

Rozdział 7. Uninvited.




            Sky od jakiegoś czasu stwierdzał, że ma paranoje. Ot. Zauważył, że jego współlokator, David de Varden, który grał na rezerwie (grzał ławkę, jak to mówił), dziwnie na niego patrzy. No tak, niby nic. Z początku pan Hell myślał, że chodzi o to, że to on gra w ataku i w ogóle na boisku, a czarnowłosy nie. Zapytał go o to. Ale Dawid zaprzeczył.
            Raz czy dwa (dobra, osiem) przyłapał go na obserwowaniu swojej skromnej osóbki, jak on to nazwał, pożądliwym wzrokiem. Okej. Nie mówił, że nie, schlebiało mu to. Trochę się przestraszył, ale nie tego, że f a c e t chce go przelecieć, nie, sypiał już z facetami. Chodziło o to, że bał się związku czy czegoś w drużynie. Potem przecież może się zepsuć i taka impreza by była.
            Tak, wiedział, że Silver umawia się z Jace’em, a Emma i Navi coś do siebie mają. Nie chciał wnikać CO. Wiedział tylko tyle, że zajebie tego rudego skurwiela, jak ją zrani. No.
            Siedział w  kuchni na blacie i pił mleko z kartonika.
            - Widziałem – powiedział David, wchodząc do środka i otwierając lodówkę.
            Chodziło o to, że nikt nie mógł pić z kartonika. Takie zasady BHP (ponoć).
            - Ale ja zamierzałem to wypić – usprawiedliwił się Sky.
            - Tak – David przejął mleko i potrząsnął kartonikiem. – Tam jest jeszcze ze dwa litry. Na zdrowie – uśmiechnął się kącikiem ust.
            - Oj cii. Idziesz gdzieś wieczorem? – zagadnął, zmieniając temat.
            - Nie. Zostaję z tobą. Wiem, cieszysz się.
            - Niemiłosiernie – przyznał i odłożył mleko.
            - Rayne daje niezły wycisk. Aż się odechciewa gdziekolwiek wychodzić – westchnął czarnowłosy i zjadł plaster żółtego sera.
            - Noo. Ale on chce, żebyśmy odkryli Fluxa i skopali tyłki mistrzom.
            - Tacy z nich mistrzowie jak ze mnie kucharz – zaśmiał się.
            - Oj cii…
            David oparł łeb o ścianę, lekko odchylając ją do tyłu, ale wciąż obserwując starszego chłopaka. No, przystojny był. Wysoki, dobrze zbudowany, puszyste kłaczki, ładne oczki, kuszące usta… No dobra, gdyby Sky mógł przeczytać jego myśli, oficjalnie by wiedział, że David na niego leci. Wolał facetów, co zrobisz. Ale w drużynie jak na razie wiedziała tylko jego siostra. Jemu osobiście wisiało i powiewało, czy się dowiedzą, czy nie. Po co miałby się z tym afiszować? To tak, jakby oni musieli się zwierzyć, że są hetero. Szkoda słów.
            - Podaj mi jabłko – „poprosił” w końcu.
            - Weź se – odpowiedział inteligentnie Sky, który podobno skończył Yale.
            A skończył, ponieważ pochwalił się już swoim zajebistym dyplomem.
            - Okej.
            David wstał i podszedł do napastnika (och, czyżby jabłka znajdowały się za jego postacią?), stanął między jego nogami, wyciągnął dłoń tuż obok jego ramienia i zbliżył się bardziej do jego sylwetki.
            Sky uniósł brew. Był podrywany. Ileż to razy. Serce mu nie drgało nigdy (no, może czasem). Ale teraz nieco przyśpieszyło. Nie chciał się z tym zdradzać, ale kiedy jego jasne policzki zaróżowiały… no cóż.
            W końcu poczuł spokojny oddech pana de Varden na swojej szyi. Trwało to mniej, niż sekundę, ponieważ David szybko wziął jabłko i się wycofał z powrotem na miejsce.
            O, nie. Sky zamierzał się zemścić.
            Tylko jeszcze nie wiedział jak.

            Sky wrócił do pokoju i zastał Davida na łóżku jak coś gryzmolił na kartce.
            - Co robisz? – zapytał, ściągając koszulkę. Och, bez krępacji.
            - Rysuję – odpowiedział, w ogóle na niego nie patrząc.
            David miał swój własny, prywatny, osobisty szkicownik i rysował tam różne rzeczy. Twarze, krajobrazy, postacie z komiksów, bajek, portrety, jakieś przedmioty jak na przykład samochody czy kartonik na mleko, które rano trzymał Sky.
            - A, to sobie rysuj – powiedział napastnik i polazł do łazienki.
            Umył ząbki i rozebrał się do bokserek, w których spał. Wrócił do pokoju, a David jak rysował, tak rysował. Sky westchnął i walnął się na łóżko obok niego. Opierał się łokciem tuż obok jego uda.
            - Pokaaaaaż.
            David pokazał mu portret swojej siostry, samochód jego marzeń, a także wiśnię. Cherrissimo i te sprawy. A potem pokazał mu obrazek, przedstawiającego Sky’a, który spał, a kołderka zakrywała go od bioder w dół. No, może nie za koniecznie, ponieważ spod kołderki wychodziła jego męskość.
            - Ale ja śpię w bokserkach! – poinformował go szybciutko, czując jak się rumieni.
            - Wiem – uśmiechnął się kącikiem ust, znowu na niego nie patrząc.
            Cholerny smarkacz – warknął w myślach. Nie wiedział, czy był bardziej zły na siebie, czy na niego.
            Odetchnął.
            - Podobam ci się, co?
            - Hm… no.
            - A mnie podoba się ten obrazek. Dasz mi go?
            David prychnął.
            - Chciałbyś, kotku. To wszystko moje. Jakbym chciał, żebyś coś dostał, to bym ci to dał.
            - Oj dobra, nie złość się. Ale podobają mi się twoje dzieła. Masz talent.
            Spojrzał na niego, odwracając głowę w jego kierunku. David w końcu spojrzał na niego. Sky odnotował to w głowie.
            - Chcesz mnie kupić komplementami? – zapytał, mrużąc oczy.
            - A to działa? – uśmiechnął się.
            - Hm… może.
            - Masz też cudną sylwetkę i postawę ciała. Twoje czarne włosy świetnie pasują do twoich tajemniczych oczu. Masz boski brzuszek i ramiona. Dobrze grasz w piłkę i pewnie niedługo odkryjesz Fluxa.
            David roześmiał się. To chyba on powinien mu prawić komplementy.
            - I masz fajny śmiech. Taki radosny – kontynuował Sky.
            - O matko – westchnął po chwili David, jeszcze się uśmiechając.
            Spojrzał znów na Sky’a, opierając głowę o ścianę. Mhm, on miał naprawdę ładne, fiołkowe oczyska. Ładny, zgrabny nosek.
            Zbliżył się więc do niego i pocałował go w te miękkie usta. Przycisnął wargi do jego warg i dopiero po chwili wsunął język do jego ust. Sky odwzajemnił pocałunek, czując miłe ciepełko w sobie.
            I kiedy zaczął się unosić na ręce, żeby było im łatwiej, David odsunął się i wrócił do rysowania.
            To tyle, kutfa? – prychnął Sky w myślach.
            - Dobrze całujesz – powiedział rezerwowy.
            - Wiem. Ty też.
            - Wiem.
            Och, nie żeby Sky liczył na c o ś więcej. Pff, i po co on tak się przejmował tym wszystkim. Phi, nie było czym, ot co.
            Usiadł na łóżku i już miał zamiar wstać, iść do swojego koja i spać, ale powstrzymał się. Położył dłoń na jego policzku, odwrócił czarnowłosy łeb w swoją stronę i pocałował go namiętnie, wręcz zachłannie wpijając się w jego usta. Oczywiście, że tego tak nie zostawi! Ze Sky’em Hell się nie pogrywa!
            David tymczasem odłożył szkicownik i ołówek na bok. Odwzajemniał pieszczotę, ba, przyciągnął białowłosą mendę bliżej siebie. A ta białowłosa menda pozbyła się jego koszulki i zaczęła całować go po szyi i ramieniu. Palce Davida zaczęły błądzić po plecach i torsie Sky’a, sunąc po jego gładkiej skórze. Wciągnął go na swoje kolana, aby było im łatwiej obdarowywać się pocałunkami. Dłoń Sky’a zjechała po torsie chłopaka w dół, aż na podbrzusze. Uśmiechnął się lekko, wsuwając palec za linię jego bokserek.
            David objął go w pasie, a potem szybkim ruchem położył pana Hell na plecach. Szybko znalazł się nad nim i pocałował w usta ponownie, dłonią macając go po żebrach i wyrzeźbionym brzuszku. W końcu pocałunkami zaczął schodzić niżej, niżej, aż w końcu dotarł do jego bokserek. Pomasował jego męskość przez bieliznę, czując, że jest już twardy. Cmoknął go w podbrzusze i zdjął z niego gatki. Ujął jego męskość w dłoń i zaczął nią powoli poruszać w górę i w dół.
            Sky zacisnął pięści i zamknął na chwilę oczy, by po chwili je otworzyć i spojrzeć na zadowolonego z całej sytuacji Davida. Po chwili jęknął cicho, czując jak usta jego współlokatora zaciskają się na nim i zaczynają go ssać, a język robił kółeczka wokół samego czubka.
            Po chwili Sky przyciągnął go z powrotem ku górze i pocałował władczo. Potem przewrócił go na plecy i znalazł się między jego nogami. Szybko pozbył się jego bielizny. Pocałował go znów, palcami obejmując jego męskość i zaczynając ją pieścić. David westchnął mu do ucha, które lekko przegryzł.
            W końcu Sky wszedł w niego powoli i spokojnie, by od razu potem przejść do szybkich i zdecydowanych ruchów. Oparł się dłońmi po obu stronach jego ciała i uśmiechał się zadowolony. Ale tylko przez chwilę, ponieważ już po chwili jego usta wykrzywiły się grymasie rozkoszy.
            David podniósł się trochę, złapał go za kark i przyciągnął do siebie. Pocałował go w usta i ramię, a także tatuaż na szyi. Sky schował nos w zagłębie jego szyi i wsłuchiwał się w ciche jęki i westchnienia partnera. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco (o ile to było możliwe), kiedy poczuł, jak David przesuwa paznokciami po jego plecach. Dotąd tylko kobiety to robiły (faceci jakoś nie bardzo).
            Po kilku chwilach obaj doszli, jeden przegryzając dolną wargę, drugi z cichym krzykiem. Sky opadł bezwładnie na ciało Davida, który nie miał nic przeciwko. Oddychali szybko, jakby przebiegli maraton.
            David zamruczał i pogłaskał go po włosach. Sky w końcu uniósł się i walnął się obok niego.
            - No – skomentował w końcu de Varden.
            - Ale bez związków, okej? Nie bawię się w to – zaznaczył Sky.
            - A co? Baba jesteś? – zaśmiał się. – Jasne, bez związków.
            David uśmiechnął się szeroko. Szkoda, że skończyła mu się trawka, bo chętnie by zapalił.
            - Pójdę już spać – Sky usiadł, ale po chwili znów leżał, przyciągnięty do boku Davida.
            - No to dobranoc.
            Nie przytulił go, ani Sky tego nie zrobił. Ot, leżeli obok siebie, przykryci kołderką i zasnęli.
            Obudzili się również „osobno”. Żadnemu to nie przeszkadzało.


sobota, 22 września 2012

Rozdział 6. Zakład razy dwa.



Navi rozsiadł się na kanapie i sięgnął po piwo. O, mecz Piratów i Lightnings. Może być. Położył nogi na stoliczku i wbił wzrok w ekran, chociaż ostatnimi czasy często odpływam myślami do POCAŁUNKU jakim obdarzył Emmę.
- Co robisz? - Emma wparowała do pokoju. Dzisiaj, dla odmiany, miała dresowe spodnie i koszulkę Jace'a. Ale cii.
Usiadła obok niego, jak gdyby nigdy nic. Wzięła mu piwko z łapki i się napiła.
- O, Stivens! - ucieszyła się, widząc seksi blondyna w tv.
-Cześć, kociaku - powiedział i odebrał jej puszkę. -W lodówce jest, jak chcesz, a nie. Mogę ci je również sprzedaaać - ziewnął i przeciągnął się. -Słabo grają. Będzie 4:0 dla Lightnings.
- Ja myślę, że minimum jednego gola strzeli Stivens, mówię ci.
-Słabo dzisiaj gra - powtórzył.
- Ja wierzę w mojego przyszłego męża - pokazała mu język.
-Oj nie wiedziałem, że jesteś zaręczona - prychnął. Ciekawe, co ten jej mąż powiedziałby o tym, jak ostatnio Emma szczytowała w jego łóżku. -Chcesz się założyć, że zbiorą baty?
- Nie jestem, ale będę - uśmiechnęła się dumnie i radośnie. - Jasne - wystawiła dłoń. - ALE nie mówię, że Piratsi wygrają. To by było samobójstwo. Ale minimum jednego gola trafią. A o co chcesz się założyć, panie przystojny?
-O to, że zrobisz dla mnie striptiz. Do samego końca - powiedział, uśmiechając się.
- Awww, spodobało ci się moje ciało? - uśmiechnęła się słodko. - Pewnie. A jak ja wygram... to będziesz przez tydzień robić to, co ci każę. S t o i? - uniosła brew, a jej usta wykrzywiły się w wrednym uśmieszku.
-Stoi, od kiedy weszłaś - oznajmił beztrosko.
Ach. Dobrze, że Piratsi byli słabą drużyną.
Okej, w połowie drugiej połowy Emma zaczynała rozmyślać nad piosenką, którą wybierze do striptizu. Musiała to zrobić efektownie, bo tej rudej szopie się należy. Tak ją wykorzystywać, no chyba nie. Niech się tylko Jace o tym dowie!
-Tylko załóż ładną bieliznę - poprosił, troszkę bezczelnie, gdy Lightnings wygrali 4:0, tak, jak zapowiedział. -Mogą być podwiązki. I szpilki - zamruczał, uśmiechając się do niej.
- Jeszcze mam ci się przebierać? - uniosła głos. Cham.
-Oj ciii - położył jej palec na ustach, a potem lekko, ale czule, ją pocałował. -Po prostu kociaku, zawsze jak sobie ciebie wyobrażam, tak wyglądasz, że aż boli - wyszeptał, głaszcząc opuszkami palców jej kark.
Emma złapała go w kroku i ścisnęła mocno.
- Ma boleć - syknęła, ale uśmiechnęła się słodko. - Widzimy się u ciebie w pokoju za pół godziny.
A potem zniknęła.
Aj, podporządkowanie jej sobie w łóżku będzie dla niego wysiłkiem, ale sprawi dużo satysfakcji. Nauczy tego kociaka paru sztuczek.
No. Ale poszedł do siebie i troszkę posprzątał, po czym zaciągnął zasłony, pogrążając pokój w mroku, który rozjaśnił kilkoma świecami. A niech ma. Będzie ją uwodził. Po ostatnim zakładzie wiedział, że była dziewicą, co podnosiło stawkę.
Ale nie zjawiła się po pół godzinie, tylko po całej godzinie. Niech czeka, nie? Jak mu tak zależy.
Ale w końcu przyszła. Miała na sobie spódniczkę (bardzo krótką), bluzkę, na nogach pończochy z podwiązkami, szpilki jak sobie zażyczył, a na ramionach zawieszoną długą narzutkę, którą się zakryła.
Do odtwarzacza wsadziła płytę i ustawiła piosenkę.
- Gotowy? - zapytała obojętnie. Potem będzie (a przynajmniej spróbuje być) ponętna, atrakcyjna, seksowna i pociągająca.
Dla niego już była. Równie kusząca, jak jabłko dla Ewy. Mówiąc krótko, grzechu warta.
Usiadł wygodnie na fotelu, robiąc jej miejsce naprzeciwko siebie. Na stole postawił również dwa kieliszki i butelkę wina.
-Nalać ci? - zapytał, uśmiechając się leniwie.
- Możesz - wzruszyła ramionami, a potem nacisnęła przycisk "play". Z głośników zaczęła sączyć się muzyka Rihanny w piosence "Rude boy", tylko że wolniejsza (i ta lepsza) wersja.
Emma stanęła tyłem do niego i zaczęła powolutku kręcić biodrami. Spuściła z ramion narzutkę, ale nadal miała ją na sobie. Odwróciła głowę do niego profilem i uśmiechnęła się radośnie. W sumie, to chciało jej się z tego trochę śmiać, ale bylła honorowa i dotrzyma warunków zakładu.
kej, śmiać? On marzył o tym, by móc ją rozbierać, no ale okej.
Nalał wina do obu kieliszków i ze swojego pociągnął solidny łyczek.
Podeszła do niego, stawiając stópkę (odzianą w czarne, dziesięciocentymetrowe szpilki) między jego nogami, tuż przed pewnymi jego narządami. Zdjęła z siebie narzutkę i położyła obok niego. Napiła się trochę wina i oblizała usta. Potem wróciła na swoje miejsce, gdzie zaczęła tańczyć w zmysłowych, wolnych ruchach. Pozbyła się wkrótce spódniczki.
A jemu zrobiło się gorąco. No cóż, gorąca kobieta, zimne wino i palące pragnienie. Chyba sam sobie wykopał grób, ale myślał o tym z uśmiechem.
Emma miała majtki koloru czerwonego, które krótko mówiąc prześwitywały. Wsunęła paluszek do ust, a drugą ręką wędrowała po dekolcie i piersiach w dół. Potem zdjęła z siebie bluzkę i rzuciła nią w stronę Navi'ego. Odwróciła się tyłem i zakręciła pupą, wypinając ją w jego stronę.
Zaklaskał cicho, a jej bluzkę przerzucił sobie przez ramię. Zły pomysł, bo teraz czuł jej zapach. Ach. Jego męskość pulsowała boleśnie.
Emma klepnęła się w pupę, a potem odwróciła napięcie w jego stronę. Położyła dłonie na swoich piersiach i zaczęła je lekko masować. Zsunęła ramiączka z ramion, a potem znów odwróciła się tyłem, aby go rozpiąć, zdjąć i odrzucić za siebie. Kiedy znów tańczyła przodem do niego, zakrywała sobie piersi.
Hm, nie tylko jego podniecała ta sytuacja. Dlatego podeszła do niego i usiadła mu na kolanach (tyłem do niego) i zaczęła ocierać pupę o jego krocze. Dłońmi oparła się o jego kolana, a blond włosy spływały po jej plecach.
Złapał jej włosy, a nosem przesunął po jej szyi.
-Sam sobie ukręciłem bat - jęknął, a potem powoli przesunął dłońmi po jej piersiach.
- A, a, a - pacnęła go w łapki. - Bez dotykania.
Szybko wstała i wróciła na swoje miejsce. Położyła stópkę na łóżku, po czym zdjęła jeden bucik i drugi, a potem odpięła podwiązki. Powoli, jakby z namaszczeniem ściągała pończochy, sunąc paluszkami po swojej skórze od samych ud do palców u stóp.
I tak została w samych majtkach, a z głośników leciała już kolejna piosenka. Tańczyła powoli, z lekko zadartą głową i zamkniętymi oczami. Jedną dłoń miała ukrytą gdzieś we włosach za uchem, a drugą sunęła po swoim ciele, zatapiając paluszki za majtki.
To było ponad jego siły. Rozpiął spodnie i uwolnił swoją twardą męskość, a potem patrzył na nią, lekko poruszając ręką w górę i w dół. I marzył, by to była jej dłoń lub usta. By móc ją mieć, niegrzeczną.
Emma spojrzała na to, co on robi i lekko się przestraszyła. Ale była również zaintrygowana. Wróciła po chwili do tańca, a potem zsunęła z siebie majtki.
No, zrobiła striptiz do samego końca? Zrobiła.
Ale tańczyła dalej, powoli zbliżając się do niego.
A on powiódł wzrokiem od jej stóp do góry. Miała piękne ciało, podobały mu się jej nogi, długie i proste, a także łagodnie zaaokraglone biodra oraz płaski brzuch i wąska talia. Poezją były jej piersi, średniego rozmiaru, idealne, by dopasować się do dłoni. Miała zgrabne ramiona i prostą postawę, niczym królowa. Ale najpiękniejsze były jej oczy, pełne namiętności i ognia. Spojrzał w nie, nie przestawając poruszać dłonią.
Emma w końcu usiadła okrakiem na jego kolanach, przodem do niego. Jej serce biło jak szalone. Położyła dłoń na jego dłoni i "pomagała" mu. W drugą wzięła kieliszek wina i napiła się, ale, upsi, nieco spłynęło jej po szyi i dekolcie.
- Ale ze mnie niezdara...
Przesunął językiem po jej rozpalonej skórze, smakując wino, które nagle stało się o wiele lepsze.
-Jeśli zajmiesz się mną, ja zajmę się tobą - szepnął jej do ucha. -O ile jesteś rozpalona jak ja - dodał i ostrożnie wessał do ust jej sutek.
-Tak bardzo, że nie mogę spać. Że aż mnie boli. Czujesz zresztą - szybkim ruchem wyśliznął swoją dłoń i przytrzymał jej palce na swojej męskości. -Szzz, nie bój się. Nie skrzywdzę cię, księżniczko. Nigdy - zapewnił i pocałował ją w obojczyk.
- Navi? - szepnęła mu do ucha, a potem pocałowała go leciutko w usta. - Niestety, tego nie obejmował zakład. Do zobaczenia na treningu - porwała swoją narzutkę i wyszła z jego pokoju.
Noo, jeszcze trochę i by się z nim przekimała na fotelu! Niedobrze, niedobrze...
Navi poczuł przypływ irytacji i gniewu. Aha, był tylko zabaweczką, tak? Świetnie.
Poszedł pod prysznic i puścił zimną wodę, aby się schłodzić.

Wieczorem Emma zastukała do jego drzwi. Czuła palące gorąco w sobie za każdym razem, kiedy o nim myślała.
-Otwarte.
Leżał na łóżku, oparty plecami o ścianę (jego lóżko było tak jakby wnęką) i oglądał tv, powieszone po przeciległej stronie ściany. Przerzucał kanały, myśląc o niej. Wpierw był wściekły, potem było mu to obojętne, a potem zrozumiał, że Emma jest dziewicą. Boi się. Cóż, jej problem, chociaż on pokazałby jej, że nie ma czego. Ale nie będzie jej przecież gonił.
Weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
- Przyszłam po swoje rzeczy.
-Leżą na fotelu.
Blondynka podeszła do fotela i wzięła swoje ubrania.
- W porządku? - spojrzała na niego. Aj, nawet jak był obrażony, to był seksi.
-Nie. Ale chyba nie chcesz o tym słuchać, nie? - znów zmienił kanał. Okej, nie mógł na nią spojrzeć. Bo jak spojrzy, to znów zacznie mu zależeć. -Ze mną się nie pogrywa, kociaku - powiedział sucho.
- Właśnie chcę o tym słuchać - westchnęła i usiadła na łóżku. - Ze mną też nie, Navi.
-To nie ja zostawiłem cię rozpaloną i wściekłą - znów zmiana kanału. I znów.
- Jestem wściekła za każdym razem, kiedy cię widzę z Caroline albo z inną panną - mruknęła cicho, bawiąc się włosami. Może nie usłyszał, a jej pseudoobojętna postawa... No cóż.        
-One mi przynajmniej dają to, czego oboje potrzebujemy, a nie zostawiają na własną rękę - burknął. -I do twojej informacji: jeśli mam mieć kochankę, to jedną. Nie jara mnie zadawanie się z kilkoma na raz.
Kochankę. No tak. No cóż, zdarza się, nie?
- No to dobrze...
-Z Caroline nigdy nie byłem - kontynuował cicho i ze złością. -Z drużyny od pierwszego dnia ty mi wpadłaś w oko. Ale nie wiedziałem, że wolisz się bawić. Dawać lizaka, a zaraz potem go zabierać. Cóż.
- Nie wolę się bawić! - krzyknęła, a w oczach pojawiły się jej łzy.
-Ta? A czym nazwiesz dzisiejsze? Jeśli to nie była gierka, to ja nie wiem - zerknął na nią i puf, cała złość wyparowała. -Nie płacz - mruknął.
- Nie chcę, żebyś po wszystkim mnie zostawił - powiedziała, a potem odwróciła głowę, żeby nie widział, że płacze.
Podał jej pudełko chusteczek.
-Nie płacz - powtórzył. Może nie widział twarzy, ale widział drżące ramiona. -Jestem, kim jestem, kociaku. Nie mogę ci wiele obiecać, wszystko zależy od tego, co się między nami pojawi. I nie będę cię okłamywał. Tak, pragnę cię. Tak, wkurzasz mnie.
Wzięła chusteczkę i wytarła łzy.
- Wiem... Pójdę już...
-Zostań - powiedział. -Po pierwsze, kiedy twój brat zobaczy cię zapłakaną, nie dożyję jutra. Po drugie, jak mam umrzeć, co chcę wiedzieć, za co - ujął jej dłoń i położył na swoim udzie. -Jesteś piękna, wiesz o tym? Zawsze miałem słabość do zapłakanych blondynek.
- Zapłakanych blondynek? Co to niby miało znaczyć?
-Że się już na ciebie nie gniewam - pogłaskał ją po włosach. Kurde, jednocześnie podniecała go skrajnie jej niewinność, ale też działała mu na nerwy. Przytulił się do jej pleców. Pocałował ostrożnie jej kark i zaczął ją kołysać w swoich ramionach. -Czy dotykanie mnie było nieprzyjemne? - szepnął jej do ucha.
- Mydlisz mi oczy, Navi - westchnęła cicho i położyła dłonie na jego rękach. No, robił ją, jak chciał (tak myślała), a i tak wciąż go chciała i pragnęła. - Było bardzo przyjemne.
-Dla mnie też. Masz cudowne ciało, cudowne włosy. I oczy głębokie jak jeziora. Dzisiaj się prawie w nich utopiłem - wyznał i pogłaskał ją po brzuszku. -Lubię też twój głos, jest bardzo zmysłowy. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak na mnie działasz, księżniczko.
- Serio? - uśmiechnęła się i odwróciła w jego stronę.
-Słowo harcerza - położył jej dłoń na swoim sercu.
Przytuliła się nagle do niego.
- Przepraszam za to dzisiaj...
Boże. Ona go rozbrajała. Pogłaskał ją po włosach i pocałował w usta, lekko, ale namiętnie.
-Nie szkodzi. Dałem sobie radę sam - powiedział z nutką sarkazmu w głosie, ale uśmiechał się.
- Wynagrodzę ci to - pocałowała go, kładąc łapki na jego policzkach.
Z krótkim czasem jej pocałunki stały się bardziej namiętne, aż w końcu położyła go na łóżku (nadal go całując). Leżała obok niego, a jej ręka przesuwała się po jego torsie w dół, aż w końcu zanurzyła ją pod jego koszulką. Oj tak, te mięśnie to miał wspaniałe.
-Chciałbym - przyznał szczerze i pocałował ja, naciągając na nich oboje kołderkę. Się zimno zrobiło, no cóż. I ciemno. A telewizor grał cicho. A mimo to on był skupiony na niej. -Pozwolisz mi znów cię dotknąć?
Miał plan. Uwiedzie ją, ale delikatnie. Była w tym wszystkim nowa. A rola nauczyciela go kusiła.
- Pozwolę - uśmiechnęła się i pocałowała go w szyjkę. Wolną ręką odpięła guzik i rozporek od jego spodni. Serce znów przyśpieszyło. Mhm, okej... Wsunęła nosek w zagłębie jego szyi, wsuwając rąsie dalej.
-Nic na siłę - zamruczał jej do ucha. jego dłoń podciągnęła jej bluzkę, pod która się wdarła. Odnalazł zapięcie stanika i rozpiął je, a potem nakrył dłonią jej pierś i jęknął cicho. -Idealna.
- Przecież tego chcesz - westchnęła cicho. - I ja też.
Dotknęła go tam w dole niepewnie, a po chwili już poruszała dłonią, w której miała jego męskość. Kciukiem drażniła sam czubek, a resztą paluszków głaskała go po całej długości.
-Chcę. Nie będę cię okłamywał - uniósł lekko biodra, by mogła wysunąć męskość ze spodni i by było im obojgu wygodniej. Pocałował Emmę czule. Nie żeby nie miał ochoty ostro się z nią kochać. Ale wszystko w swoim czasie.
Poczekaj, niech tylko Jace się o tym dowie!
Odwzajemniła pocałunek, a potem uniosła się. Zdjęłą z siebie bluzkę ze stanikiem. A potem zeszła niżej i ściągnęła z Navi'ego spodnie i bokserki. Okej. Zrobi mu tak dobrze, jak on jej wcześniej.
Pochyliła się nad nim i wzięła go nieśmiało do ust. Hm, nie było najgorzej. Zaczęła go leciutko ssać i ciągnąć, przytrzymując go dłonią.
Położył dłoń na jej włosach i zebrał je tak, aby jej nie przeszkadzały.
-Emma - wymamrotał ochryple, unosząc biodra.
O, cicho, znał jej imię.
Nie przerywała sobie więc, tylko przyśpieszyła.
Zrobił się naprawdę twardy w jej ustach. Głaskał jej włosy. Jednocześnie obserwował jej piękne piersi, które lekko się kołysały, gdy się poruszała.
No cóż. na pewno nie zostawi jej po jednej nocy. Po dwóch też nie.
A po trzech?
Emma przesunęła językiem po jego męskości. Nie przepuszczała, że to może być takie przyjemne i wciągające. O tak, chciała, żeby Navi doszedł i było mu super zajebiście.
Ale to może za kilka razy, kiedy będzie miała większą wprawę...
Navi zaczął się powoli poruszać w jej ustach. Nauczy swojego kociaka paru sztuczek, ale na razie i tak radziła sobie cudownie. Mrrr...
Obejmowała go ustami mocno. Na chwilę przerwała, by zacząć energicznie poruszać łapką, a potem znów go zanurzyła w ustach.
I wtedy Navi doszedł, przytrzymując jej głowę. Orgazm był silny, więc odchylił się do tyłu i jęknął głucho, lekko poruszając biodrami. O boże. Była cudna.
Okej, było to dziwne, ale z dziwnych przyczyn nawet przyjemne.
Emma spojrzała na niego, rumieniąc się i to ostro, zupełnie jak jej brat przy Silver.
Podał jej chusteczkę, aby mogła wypluć czy coś i uśmiechnął się.
-Jesteś słodka, kociaku - westchnął, rozleniwiony i wgl, cudownie zaspokojony.
- Serio? - nie potrzebowała chusteczki. - Podobało ci się?
-Strasznie - przyciągnął ją do siebie i pocałował. Jego dłoń zabłądziła na jej pierś, a potem wsunęła się pod jej majteczki. -Daj mi chwilkę i zaraz będzie ci równie dobrze - zamruczał.
Po kilkunastu minutach Emma leżała, lekko drżąc. W jej oczach czaiły się wesołe iskierki, a jej policzki były uroczo zaczerwienione.
Mimo to podniosła się i zgarnęła swoje rzeczy.
- Pójdę do siebie. Zmęczona już jestem - powiedziała cicho.
-Możesz zostać - wypalił nagle.
- Nie chcę ci przeszkadzać - usiadła na łóżku i zabrała się za ubieranie.
-Ty? - uniósł brew. -Będę się wreszcie miał do kogo przytulić - złapał pasemko jej włosów. -Dam ci moją koszulkę i położysz się obok... Bez podtekstów, rano trening, więc śpimy...
- No szkoda, że bez podtekstów... - i w mgnieniu okna znalazła się obok niego na łóżku i się przytuliła.
Ach, wygrał. jest jego. Nie czuł winy czy innych takich, Pragnął jej, ona pragnęła jego. Proste. A że mogli sobie dać troszkę więcej niż zwykły seks, to why not? Przytulił ją do siebie i wyłączył TV, pogrążając pokój w mroku.
Navi leżał i nie mógł zasnąć. Dziwnie było spać z kimś. Zaproponował jej to instynktownie, nigdy wcześniej żadna z jego dziewczyn nie spała u jego boku.. Leciutko głaskał Emmę po plecach, a potem po pupie. Okej, cudowne uczucie.

sobota, 15 września 2012

Rozdział 5. Zakład.



Navi rano zwlókł tyłek z łóżka i zerknął na zegarek. 12. Noo, dobrze, że dziś sobota, inaczej brat by go zabił.
Bycie młodszym braciszkiem trenera nie było takie najgorsze. Ot, miał troszkę więcej luzu, troszkę więcej zaufania ze strony kadry, ale też wiedział, że Rayne oczekuje od niego więcej niż od reszty, chociażby zaangażowania.
Przyglądając się swojej bladej twarzy w lustrze uznał, że pieprzy dzisiaj golenie. Wystarczy, że się wykąpie i nie będzie czuć od niego piwem na kilometr. Ostatniej nocy ostro poimprezował z ładną brunetką.
Zaangażowanie? Jasssne. Od poniedziałku do piątku.
- Znowu Rayne wszystko zażarł - jęknął Sky, lampiąc się w otwartą lodówkę. - Czy on serca nie ma?
- To trener. Oczywiście, że nie ma - Emma stała obok niego.
- Może pojedzie ktoś na zakupy. I tak trzeba je zrobić - wzruszył ramionami.
- Jasne, ja pojadę - zaznaczyła od razu Emma, unosząc łapkę ku górze.
- Mhm, ale mi się nie chce, twój brat jest zajęty, David nie wrócił na noc... no ja nie wiem, co się z tą drużyną dzieje.
Navi wtoczył się do kuchni.
-Cześć Sky, cześć kociaku. Co tam? Gdzie śniadanie?
- W d... sklepie - odpowiedział mu ładnie Sky.
Emma spojrzała sarnim wzrokiem na Navi'ego. Mhrrr... Seeeksi.
Odwróciła wzrok, chichocząc cichutko pod noskiem.
-No cudownie. Mój brat znowu wszystko zjadł? Pewnie rano przed siłownią podzielił się z Jace'em, a on dał cześć Silver. No i Rayne wziął dla Ayu... Czuję się pominięty, zniechęcony i porzucony - jęknął. -Ktoś mnie teraz powinien przytulić - dodał.
- Proszę. Ja po ostatnim meczu z Wambas nadal czuję się pobity, zgwałcony i sponiewierany.
- Przytulić cię? - zainteresowała się blondynka, patrząc na młodszą wersję Rudego Dręczyciela.
-Mocno - zachęcił Navi i rozłożył ramiona. -Pamiętaj, że jest mi bardzo smutno. Ale nie jestem zgwałcony, mam swój honor. Aczkolwiek, ty nie musiałeś się kąpać z Rayne'em jak byłeś dzieckiem. Pomyśl, jak to zniszczyło moją psychikę.
Emma usiadła na kolanach Navi'ego i przytuliła go do się, kładąc jego rudą makówkę na swoich piersiach.
- Ja tam bym się z nim chętnie wykąpał - zamruczał Sky i usiadł na blacie. - Emma jedziemy do sklepu. Wybierasz się z nią?
Och Navi w tym momencie (no dobra, całe swoje życie) kochał brata. Ale cóż, jego brat nie miał tak fantastycznych cycków.
-A co to za sklep? Z bielizną? - zapytał, z leciutkim uśmiechem na ustach. Objął blondyneczkę ramieniem w pasie i przytulił się do niej. Ehe. No on by już jej pokazał co to jest przytulanie.
Emma pogłaskała go po główce.
- Handlowy, zboczeńcu - warknął Sky.
-Ujdzie. A więc chodź, nadobna niewiasto. Nie musimy się cisnąć MZKą, pojedziemy moim wozem. Mogę cię również porwać, weźmiemy ślub w Las Vegas i uciekniemy kolonizować Saturn. Co ty na to, kociaku?
Zaśmiała się.
- Jasne - cmoknęła go w nosek, a po sekundzie już jej nie było.
- Zrób jej coś, a urwę ci jaja, wsadzę do gardła, a potem ukręcę łeb.
Navi przewrócił oczami.
-Zgwałcę ją pośrodku centrum handlowego - burknął. -Jezu, Sky, to po prostu ognista blondynka. Nie fantazjowałeś nigdy o niej?
- Stary, ona jest dla mnie jak siostra - przewrócił oczami. - Ogarnij lepiej ty się - jebnął go w ramię i wrócił do swojego pokoju.
Emma czekała na Navi'ego w krótkich spodenkach, szerokiej bluzce na ramiączkach i trampkach.
Siostra, ta, jasne, pomyślał, zakładając na nosek ciemne okulary.
-Wyjdź za mnie, ślicznotko - zaproponował, widząc ją. -Wyjedziemy na wieś, zmienimy nazwiska i będziemy żyć z hodowli kapusty.
- Obiecujesz?
-Oczywiście, śliczna pani.
Otworzył dla niej drzwi auta i poczekał, aż wsiądzie, by je zamknąć. Zastanawiał się, czy w łóżku jest równie urocza. Chętnie by to sprawdził.
- To gdzie mój pierścionek? - spojrzała na niego niewinnym wzrokiem.
-Pani wybaczy, zapomniałem - westchnął. -Cóż ze mnie za rycerz!
Odpalił auto i wyjechał z parkingu.
-Nie jesteś tak wysoka jak brat - zauważył nagle.
- Co do naszego ślubu ma mój brat? - uniosła brew.
Roześmiał się.
-Dużo, kociaku, bardzo dużo. Po pierwsze, jest twoim bratem.
- Ale nie zabieramy go ze sobą w podróż poślubną, co?
-Och może jeszcze miałbym mu odstąpić swoją połowę łóżka? Mowy nie ma. Uwierz mi, nie starczyłoby dla niego miejsca i czasu. I siły.
- Siły? - uniosła brew.
-Całą moją energię wykorzystałbym, żeby tobie się nie nudziło - wyjaśnił. Okej, ta rozmowa go nakręcała. Awww, już myślał, jak mógłby podczas 'zabawy' wykorzystać jej włosy. Zawsze lubił długowłose blondynki. -Które centrum handlowe wolisz?
- To największe. Mają tam wszystko - uśmiechnęła się. - To kiedy dostanę mój pierścionek? Trzeba ustalić datę ślubu.
-Oj kociaku, jest jedna zasada, którą wyznaję, a która oburzy Jace'a i Świętego Sky'a. Tak więc nie wiem, co ze ślubem - powiedział z żalem i zaparkował pod centrum.
- O, żartowałeś... - wysiadła z auta. Spochmurniała nagle.
-Wybacz, kociaku, ale żadnego ślubu przed seksem - powiedział wprost. Był szczery i bezpośredni, no cóż. -Chodzi mi nie tylko o zaliczanie panienek - wyjaśnił szybko - Ale o dopasowanie. O poczucie tego CZEGOŚ. Można to nazwać skrzywionym romantyzmem, ale widziałem wiele fajnych związków, które się rozpadły przez brak dopasowania w łóżku.
- Aha - odpowiedziała tylko. - Jasne, rozumiem - uśmiechnęła się sztucznie i wzięła wózek, do którego po chwili wskoczyła. - Cherrissimo rządzi! - krzyknęła, wyciągając dłoń, która ukazywała diabełka ku górze.
-Dlaczego to ja mam pchać? - zapytał, ale posłusznie złapał za wózek i zaczął go pchać. -Chodź wykorzystamy całą kasę na słodycze!
- Może dlatego, że jesteś facetem? - prychnęła, poirytowana.
Ukucnęła w wózku i zaczęła wrzucać do niego pudełka płatków, ciastek, czipsów, podpasek i tamponów dla dziewczyn, a także dużo napojów, serów i chlebów.
-Żelki! Żelki! - skandował Navi, biorąc chyba z 10 paczek.
Emma wysiadła z wózka, kiedy znaleźli się na dziale z owocami i warzywami. Brała z każdego rodzaju po trzy kilo.
-Masz zgrabne nogi - powiedział nagle Navi z uśmiechem. -Mogłabyś być modelką.
- Mogłabym - zgodziła się i wpakowała do wózka kolejce kilogramy owoców.
-Nie interesowało cię to nigdy? - zapytał, wrzucając do koszyka kilka sześciopaków piwa.
- Nie. A ciebie widocznie tak. Ile ich miałeś? Dziesięć? Piętnaście? - zgadywała, idąc do przodu, w regał z sokami.
-Ani jednej - odpowiedział szczerze. -Proszę cię, są poza moim zasięgiem - dodał. -Moi rodzice to nauczyciele akademiccy, w ich ślad poszedł mój brat, który jednocześnie z obroną doktoratu prowadzi drużynę. A ja jestem tylko piłkarzem, który nie ma większych ambicji, ot, czarna owca rodziny. Nawet moja pięcioletnia siostra ma zadatki na małą mądralińską - powiedział z ciepłem w głosie. Okej, mógł być skur... czybykiem w sprawach damsko - męskich, ale kochał swoją rodzinę.
- Aha.
A ten wywód co miał niby wspólnego z całą resztą?
Emma odeszła kilka(set) kroków dalej, w dział kosmetyczny.
No, to pozamiatane. Blondi nie była widocznie zainteresowana aż tak bardzo. Cóż. Wywód miał jej pokazać, że jest zwykłym facetem, który nie umawia się z modelkami czy aktorkami. Who cares.
Podskoczył na dział dla zwierzaków i zgarnął dwa opakowania suchej karmy dla kota. Niedaleko ośrodka przybłąkał się jakiś kotek, więc rzucał mu czasami coś, co zostało z obiadu, a tak da mu coś normalnego. Zwierzaki były fajniejsze od ludzi, co zrobisz.
Emma zapakowała do wózka jeszcze żel pod prysznic dla siebie. Przecież innym nie będzie kupowała, nie? Jeszcze kupi im zły i co no.
-Wszystko? - zapytał, uśmiechając się do niej. A gdy jakiś prostak popchnął ją, śpiesząc się do kolejki, złapał ją w pasie, chroniąc przed upadkiem i posłał za tamtym gniewne warknięcie. -Plebs.
- Mrrr - zamruczała pod wpływem jego dotyku. Ach, Ach. - Chyba wszystko. Najwyżej sami będą musieli sobie kupić - wzruszyła ramionami.
-No. Nie będziemy im usługiwać, nie? - wciąż jej nie puszczał. Cóż, przyjemnie było ją przytulać.
- Właśnie. To chodźmy do kasy - ruszyła w stronę kasy, gdzie było mniej ludzi, uwalniając się z jego uścisku. Niech dostaje, ale niech nie myśli za dużo, o.
-Czekaj, kociaku - wsadził do wózka jeszcze trochę czipsów i kilka butelek wina.
- Ładnie mnie nazywasz - powiedziała, kiedy siedzieli już przy kasie. Ba, dotknęła paluszkiem jego mostka, a potem brodę, aby unieść ją ku górze i cmoknąć go w szyjkę, kiedy jakieś panny patrzyły na niego jak na świeże mięsko.
Oj, kociak lubił sobie pogrywać. W tym momencie zapragnął jej jeszcze mocniej, ale też poczuł do niej większy szacunek. Nie była 'jakąś tam blondi'. Miała charakterek, ot co. I to go kusiło.
-Usta mam wyżej, księżniczko.
- Och, really? - uśmiechnęła się do siebie, a potem wyciągnęła kartę na punkty. No co, Wisienkom się przyda. Uśmiechnęła się do kasjera, a potem rozłożyła ekologiczne, materiałowe torby na zakupy.
-Drażnisz się ze mną - powiedział i musnął kciukiem jej kark, w jednym z erogennych miejsc. -No cóż - zabrał się za pakowanie zakupów, gdy podeszła do nich grupa nastolatek.
-Ty jesteś Navi?
-Niiieeee, jestem jego bratem bliźniakiem, mam na imię Roman.
- Navi jest zajęty - dodała Emma, warcząc cicho. Jeba... głupiutkie idiotki. - Pakuj, Roman, ja zapłacę.
-Okej. Sorry, dziewczyny.
-Och, jasne... pozdrów go czy coś - poprosiła jedna i odeszła. Ale po chwili wróciła. -Też jesteś słodki - i podała mu karteczkę ze swoim numerem.
Emma uniosła brew, podając kartę kasjerowi.
- No nieźle, Roman. Jeden meczyk, a sławny na całą galaktykę - odwróciła od niego wzrok, po czym wbiła kod.
-Co zrobisz - kiedy dziewczyny nie patrzyły, podarł karteczkę i wywalił. -Nie jestem zainteresowany.
- Nie jesteś? Ładna nawet była... - wzięła paragony i ruszyła do wyjścia.
Navi uniósł brew. Miał na oku ładniejszą.
Zgarnął torby i szedł obok niej.
-A ty? Masz kogoś?
- Siebie, brata, rodziców - zaśmiała się.
Uśmiechnął się. I dobrze. Lubił zdobywać kobiety, ale nie był świnią i nie wbijał się w paradę drugiemu facetowi. Zasady.

Wieczorem wyskoczyli na imprezę. Rayne cały czas anegdotkami zabawiał Ayumi, co wzbudzało troszkę podejrzeć Navi'ego, ale nie miał czasu długo się nad tym zastanawiać. No cóż, nie kiedy Emma wyglądała tak ponętnie..
Nooo, bo czarna, krótciutka sukienka wyglądała wspaniale na niej. Na nogach miała botki na obcasach. Włosy zostawiła rozpuszczone, a brokat, który użyła wraz z Silver, mienił się w światłach klubu.
- No i on wtedy, że nazywa się Roman - roześmiała się Emma, a Silver poszła w jej ślady.
- Hej, chodź, zatańczymy - zawołała, po czym obie dopiły drinki i udały się na parkiet.
Na początku razem wirowały, trzymając się za łapki, albo jedna tańczyła tyłem do drugiej, a ich bioderka ocierały się o siebie. W końcu się rozdzieliły, a Emma spojrzała na stolik Wisienek. Odgarnęła włosy do tyłu, nadal tańcząc i patrząc na Navi'ego.
Och, rzuciła mu zaproszenie czy tylko mu się wydawało? Dopił piwo i poszedł na parkiet. Zaczął tańczyć przodem obrócony do niej. Miał na sobie t-shirt i czarne dżinsy, które podkreślały jego długie, zgrabne nogi i niczego sobie tyłeczek.
Emma położyła jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą uniosła ku górze i zaczęła nią wywijać. Spuściła głowę, a potem ją uniosła, cały czas kręcąc pupą.
Podobały mu się jej włosy, które falowały w ciemnościach.
-Czekaj - zamruczał i obrócił ją tyłem do siebie, po czym przylgnął biodrami do jej bioder. -Tak lepiej - szepnął jej na ucho.
- Hm... - skoro tak bardzo tego chciał, to Emma nie przeszkadzała sobie i ocierała się tyłkiem o jego krok, a co. Uniosła łapki do góry i pogłaskała go po karku, opierając jeszcze tył głowy o jego ramię.
Nawet nie ukrywał, że go podnieciła. Był zadowolony, że Jace został w domu, bo nie lubił głośnych miejsc. No cóż... Położył dłonie na jej brzuchu i zsunął w dół, przycisnął ją do siebie, by poczuła, jak mocno jest napięty.
Blondynka spojrzała na jego dłonie. Okej, on ją też podniecił, ale nie pójdzie mu tak łatwo.
Zsunęła się niżej, do samej ziemi, zakręciła biodrami, rozchyliła nogi, żeby potem znów je złączyć i z powrotem powędrować do góry.
-Jesteś najgorętszą laską w klubie - szepnął jej na ucho. -Chcesz się założyć, że jak pójdę po piwo i drinka dla ciebie, to zagada przynajmniej 4?
- Tylko w klubie? - nakierowała sobie jego dłoń tuż pod linię piersi. - No to idź. Przynieś coś dobrego...
-Mhm... nie wiem, czy znajdę coś lepszego od ciebie. A jeśli przyjdzie więcej lub mniej i przegram? - westchnął. -Co ci będę musiał dać?
- Podobają mi się twoje usta - zamruczała, odwracając się do niego przodem. Obrysowała je paluszkiem.
-Mogę ci dać nimi niebo - szepnął jej na ucho.
- Świetnie. Zafundujesz mi najlepszy pocałunek.
Nie dodała gdzie. Oj ciii...
- Idź już, pić mi się chce.
-Jasne, kociaku.
I poszedł do baru. Czekając, aż barman go obsłuży, obserwował szereg mężczyzn, którzy do niej podchodzili. Zagadało chyba z 6 w ciągu kilku minut.
A ona wszystkim odmawiała. No co, wolała Navi'ego, chociaż ten brunet był niezły...
Wrócił i podał jej drinka.
-Przegrałem - przyznał z uśmiechem. -Pocałować cię tu?
- Nie, zmywamy się do domu - napiła się. Od razu duszkiem, a potem kaszlnęła. - Chodźmy.
-Sami? - uniósł brew. Mhm, to mu się podobało.
- A co? Boisz się mnie? - uśmiechnęła się zadziornie, po czym złapała go za rękę i pociągnęła do wyjścia.
-Ciebie? Kociaku, to co czuję, to nie strach, tylko ekscytacja - uśmiechnął się szeroko.
Gdy szli do ośrodka, objął ją w pasie. Nooo, jak miała na nogach obcasy to wyglądali razem naprawdę dobrze; wysocy, ładni...
Emma przytuliła się do niego i pocałowała w ramię.
- Ale obiecujesz, że to będzie super pocałunek?
-Najlepszy w twoim życiu, skarbie. Dam z siebie wszystko - obiecał.
Uśmiechnęła się tajemniczo. No, taką miała nadzieję.

W końcu doszli do domciu, a Emma kierowała go do jego pokoju. Był sam, tak? A dziewczyny mogły w każdej chwili wrócić.
- To ci nie będzie potrzebne - szepnęła, zdejmując z niego koszulkę. A potem opadła na łóżko i wciągnęła jego zapach.
-Spodnie też mam zdjąć, królewno? - zapytał miękko, zamykając drzwi na klucz. Tak na wszelki wypadek, oczywiście.
- Jeśli ci przeszkadzają... - uniosła biodra, a potem spuściła nieco czarne majtki.
Uniósł brew.
-Miałem cię pocałować, kociaku.
- No właśnie. Ale nikt nie mówił, gdzie konkretnie... Tchórzysz? - spojrzała na niego przebiegle.
-Ja? - prychnął i złapał ją za nogi. Ostrożnie ułożył ją tak, by biodra miała na brzegu materaca, a nogi zwisały luźno po bokach. Sam pomiędzy nimi ukląkł. -Tu? - zapytał, unosząc brew, po czym musnął jej kolano ustami.
- Nie, wyżej... - rozchyliła nogi i zamknęła oczy.
Zaczął z rozmysłem, powolutku, rozpinać jej podwiązkę, a potem zsunął jej majteczki. Mmm. Naprawdę była drobno zbudowana. Z uśmieszkiem chuchnął w jej kobiecość ciepłym oddechem.
Emma jęknęła cicho. Mhm, okej, może to nie był dobry pomysł...
-Tutaj? - zapytał. Troszkę go zaskoczyło, że nagle miał ochrypnięty głos.
- Mhm, właśnie tam - potwierdziła cichutko.
-Wiesz, na jakiej pozycji mnie stawiasz, kociaku? - zamruczał i przesunął językiem po wewnętrznej stronie jej uda. -Aż żal, że mam używać tylko ust...
Przegryzła dolną wargę.
- Pocałunek, to pocałunek... pamiętasz? Miało być jak w niebie...
-Będzie, kociaku. Pozwól mi chociaż używać ręki - poprosił, po czym pocałował miejsce tuż nad jej kobiecością. -A będzie więcej niż jeden pocałunek…
- Zdaję się na ciebie...
No cóż, on miał doświadczenie, ona nie. On jej się podobał i mu na to pozwoliła. Oboje tego chcieli, więc o ch... kij im chodzi?
Zręcznie położył sobie jej nogi na ramionach. Tak, teraz była zdana na jego łaskę lub niełaskę. Przesunął językiem po jej odsłoniętym skarbem, nawilżając go, po czym znów leciutko dmuchnął.
Emma jęknęła głośniej, zaciskając piąstki na jego pościeli.
-Szzz, bo wpadnie tu twój brat  -zaśmiał się, po czym językiem dotknął twardej łechtaczki.
- Będzie myślał, że przyprowadziłeś sobie dziewczynę - westchnęła, odchylając głowę do tyłu.
-Och, nie byle jaką. Najładniejszą - uśmiechnął się i zaczął czubkiem języka ją drażnić.
Emma jęknęła głośniej. Znowu. Okej, może jednak to był dobry pomysł. Sięgnęła dłonią do niego i pogłaskała go po tej rudej szopie na głowie.
Gdy poczuł, że zrobiła się wilgotna, wsunął w nią palec i zaczął nim powoli poruszać.
No teraz to już w ogóle była wniebowzięta. Zacisnęła paluszki na jego włosach.
- Wybacz, nie chciałam cię pociągnąć - wymamrotała.
-Lubię ostre kociaki - zapewnił ją i lekko zassał twardy "guziczek".
- Mhm - uniosła na chwilę głowę, a potem znów opadła. Zaczęła oddychać coraz szybciej, czując przyjemne uczucie i to gorąco w sobie.
Ssał ją, jednocześnie coraz mocniej i szybciej poruszając palcem. A po chwili dołączył do niego drugi palec.
Po chwili Emma zaszczytowała, krzycząc i zaciskając palce na pościeli. Czuła, jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne uczucie rozkoszy.
Navi uśmiechnął się.
-Już dobrze, księżniczko? - zapytał, podciągając jej sukienkę i całując odsłonięty brzuszek.
- Mhm... - odpowiedziała jedynie.
-Chciałabyś się odwdzięczyć?
- A czy to ja przegrałam zakład? - spojrzała na niego w końcu.
-Och, zapytać nie zaszkodzi - uśmiechnął się wesoło, z błyskiem w oku. Co miał zrobić, że był napięty? Okej, sam sobie tez z tym poradzi.
Emma przyciągnęła go do siebie i pocałowała leciutko w usta.
- To co? Kolejny zakład?

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 4. Porażka.



Sky zakręcił bioderkami, kiedy ubrał swój cudny strój drużyny.... e... y... hm... no... Cherissimo. Taki czarny z czerwonymi akcentami. Nie chciał się chwalić, ale wyglądał bosko. Spodenki idealnie opinały jego zgrabny tyłeczek. Na lewej piersi widniała czerwona cyferka 11. Lubił ten numer. A może powinien postarać się o 9, bo taki miał Warren i Stivens - jego idole. No cóż, 11 też było spoko. Taki miał Sinedd. 
Poprawił swoje rękawiczki bezpalcówki i spojrzał na drużynę. Ach, ach, już ich kochał. No, z małymi wyjątkami (ta cała Caroline była dziwna...).
- Skopiemy im zaaaadkiii - zanucił Sky i przybił piątkę z Davidem. 
- Wiadomo - Emma odgarnęła blond włosy nieco zmysłowym ruchem, a potem związała je w warkocz (miała w tym wprawę, więc chwila, moment i już był długi, gruby warkocz, który sięgał jej pupy).
Jace dostał lekkiego ataku paniki i właśnie rozważał czy wypić kolejną szklankę wody, uspokajając żołądek, ale wystawiając na próbę pęcherz. W końcu Rayne podał mu gumę do żucia.
-Dasz sobie radę – zapewnił go.
Okej, ciężko było mu oderwać wzrok od zgrabnej Ayumi, ubranej w najmniejszy strój, jaki zdołali dostać. A mimo tego, że jej sylwetka gubiła się w tłumie wysokich kolegów i koleżanek, to jej głos słyszał najwyraźniej.
-Skopmy im tyłki, kochani – zachęcała. –Zróbmy im jesień średniowieczna z boiska!
- Z dupy - poprawił ją kurtuazyjnie Sky.
- Ba, że tak - Silver wyciągnęła rękę przed siebie. Sky natychmiast nakrył ją swoją.
Potem dołączyła reszta drużyny.
- No to, Wisienki, pokażmy z jakiego drzewa jesteśmy! - krzyknął napastnik, ale po chwili się zamknął. - Okej, trzeba wymyślić nowe hasło.
-Może wyglądamy słodko, ale mamy w środku twarde pestki? – zasugerował troszkę niemrawo Jace.
- Nie - Sky pokręcił głową. - No nic, coś się jeszcze wymyśli. Panie z Fluxem, gotowe?
- Jak zawsze - Silver uśmiechnęła się. Spodobał jej się ten drużynowy strój. Czuła się dumnie. Czuła się KIMŚ.
-Zaraz im pokażemy! – zawyła Ayu. –Panie trenerze, proszę nas grzecznie obserwować!
-Tak, tak. Idźcie już, skarby wy moje i pokażcie, że te kilka treningów nie poszło na marne.
Elijah zamyślił się.
-Zawsze możemy pokonać Wambas w picu – oznajmił.
- Panie trenerze - do rudego przystojniaczka przyłasił się Sky. - Kapitana nie mamy.
Rayne wyjął z kieszeni czerwoną opaskę.
-Kocham was wszystkich tak mocno, że cóż, nie mogę się zdecydować.
-Może Jace? – zaproponowała Caroline, tuląc się do ramienia bramkarza i posyłając mu maślane spojrzenie.
Silver zacisnęła pięści. Co za szmata...
- A może ja? - zaproponował niewinnie Sky.
- Zwariowałeś? Kapitan musi myśleć o drużynie, a nie o sobie - David skrzyżował łapki na piersiach, uśmiechając się kącikiem ust.
- Ależ ja myślę o drużynie - uśmiechnął się do niego zalotnie. - Ale jeśli niiieee - skierował swoje "normalne" spojrzenie na... hm... - Jace? Ayumi?
-Ja nie – powiedział szybko Jace, unosząc obie ręce w geście obrony, jednocześnie uwalniając się od Caroline, która go niepokoiła. –Jest mi niedobrze i bez tego.
- Może powinieneś wypić szybkiego kieliszka - Sky przyjrzał mu się.
- Oj, zostawcie go - Emma przytuliła się do brata. - Będzie dobrze. Wiesz o tym.
-Wiem. Boję się, że coś puszczę i będzie na mnie – westchnął.
-Jace, nasze życie nie zależy od zwycięstwa. Poza tym, to mecz towarzyski – Ayumi poklepała wysokiego przystojniaka po ramieniu. –Dasz sobie radę, przecież jesteś cudny.
-Bez przesady – bąknął Jace, rumieniąc się.
- Ej. EJ - Silver spojrzała na Ayumi wzrokiem "on jest mój, wara".
- No i mamy zwycięzcę - uśmiechnął się David i wziął od trenera czerwoną opaskę. Podał ją Ayumi. - Powiedź nas do zwycięstwa - ukłonił się nawet lekko. 
- Oj, tak - Sky poszedł w jego ślady, ale on jeszcze złożył łapki jak do modlitwy.
-Ale co? – Ayu spojrzała wpierw zdezorientowana na nich, potem na Rayne’a, który uśmiechnął się do niej naprawdę słodko. –Jak to?
-Moim zdaniem jest ok. – uśmiechnął się Elijah.
- Do twarzy ci - zamruczała Emma z uśmiechem. - Jak nie wygramy wynikiem, to urodą, nie? - roześmiała się.
-To dobry pomysł – zgodził się Jace. –Jesteś szczęśliwym duszkiem naszej drużyny.
-Uderzasz do mojego wzrostu, kolego? – zadziornie spojrzała na niego i Rayne zaśmiał się cicho. Oto Dawid stojący przed Goliatem; najmniejszy członek drużyny kontra największy.
- Okej, to idziemy - Sky ruszył wolnym krokiem do bramki. 
Annie obacziła urządzenia. 
- Okej, słuchawki powinny działać.
-No to do dzieła, Wisienki!

            A potem był pył boiska i ryki kibiców. Ayu poczuła się troszkę zagubiona wśród tego zgiełku, ale gdy zobaczyła na trybunach brata, poczuła ciepełko w serduszku.
            Jace tymczasem pomknął na bramkę, poprawiając rękawice. Oddychał głęboko, starając się nie patrzeć na słodki tyłeczek Silver. Okej, patrz na piłkę, nakazał sobie.
- Nie żeby coś, może lepiej, żeby nic - odezwał się pierwszy Sky. Okej, na zwykłych rozgrywkach piłki nożnej w szkole czy klubie sportowym nie było takiej atmosfery. To mu nieco przeszkadzało. 
- Sky, weź się ogarnij - jęknęła zrezygnowana Emma. - Jesteś rozgrywającym. Podobno.
- Oj ciii - Sky poszedł na środek boiska. Hm, chętnie wstawiłby na razie tutaj postać Ayumi, bo miała Fluxa. Z drugiej strony...
            Gdy piłka strzeliła w górę, zawodnik Wambas wyskoczył i złapał ją w zręczne palce u nóg, po czym podał do kolegi, uśmiechając się leniwie do Sky’a. Piłka była podowana, omijając pomoc i obronę. Rayne wiedział, że praktycznie cały ciężar spoczywa teraz na bramkarzu..
-Jace, spokojnie – szepnął do niego przez słuchawkę.
Annie, siedząc przy swoim monitorze, właśnie obżerała paznokcie. Okej, było to niekulturalnie, ale pff, kto powiedział, że ona jest kulturalna. 
- Dawaj, Jace, obronisz! - krzyknęła Silver i zrobiła kilka szybkich kroków w stronę Jace'a.
            Obronił. A gdy podniósł się, trzymając piłkę przyciśnięta do brzucha, nie słyszał pochwał Rayne’a. Czuł tylko przyjemne uczucie wykonania zadania. Podał piłkę do przodu, wprost pod nogi Silver.
Taka jego wersja wysyłanego w powietrze buziaka.
- Brawo - powiedziała Silver do słuchawki, a potem ruszyła do przodu. Oddała piłkę Navi'emu.
            Ten zgrabnie ominął zawodnika Wambas i podał do Sky’a, unosząc lekko kciuk.
A ten przebiegł kilka metrów, a potem podał piłkę Ayumi. 
- Strzelaj! - polecił grzecznie. 
A jego serduszko i tak waliło jak głupie z podniecania. Oj, tak, zaczynało mu się podobać na boisku.
Ayu odpaliła Fluxa i zaczęła swój taniec z obroną, Wyminęła ich, nie tracąc rytmu i swojej melodii, po czym strzeliła.
Ale niestety nie udało jej się. 
- Nie łam się, i tak im dokopiemy - powiedział Sky, przytrzymując słuchawkę przy uchu. Wycofał się na swoją pozycję.
- Cherissimo to świeża drużyna, utworzona przez Rayne'a Finn - poinformowała wszystkich Cally Mystic. - Przypomina mi to trochę Snow Kids. Również byli nową drużyną, której nikt nie dawał szans. A zdobyli mistrzostwo. Z tego co widzę, Cherissimo również dobrze sobie radzi. Właśnie Emma, piękna obrończyni, wykiwała jednego z doświadczonych zawodników Wambas!
-Dajesz, Emma! – krzyknęła Ayu do słuchawki, ale już wycofywała się w stronę koleżanki, aby ją asekurować.
- Piękna, ale nie głupia - mruknęła jakby do siebie, po czym podała piłkę Ayumi. 
Sky ruszył przed siebie, czyli w stronę bramki Wambas.
-Teraz ty! – Ayu, wzmocniona Fluxem, mocno podała do kolegi.
Sky już się przyzwyczaił od tego silnego kopnięcia z dodatkiem Smogu. No co zrobisz, małe, a silne to dziewczę. 
Tak czy siak wyminął obrońcę i wykonał szybki, mocny ruch. Kiedy trafił do siatki, nie zczaił od razu. Skupiał się na tym, aby w ogóle oddać ten strzał.
            Navi wisiał mu na plecach i walił w nie energicznie.
-Brawo, stary! – wołał.
- Jupijajej! - krzyknął Sky, unosząc pięść w górę. - Ależ ja jestem zajebisty - zaśmiał się.
Annie zaklaskała w dłonie. 
- Ależ się cieszą, jakby wygrali puchar - powiedziała do trenera i lekarza.
-Oby nie za wcześnie – mruknął Rayne. –Wisienki – zagrzmiał do słuchawek swoich ‘dzieciaczków’. –Skupcie się, wciąż mamy dużo roboty.
- Jasne, trenerze - Sky z zadowoloną miną poszedł po piłkę. Znaczy na środek. Ale znowu przejął ją zawodnik Wambas. I choć Sky się cofnął, w nadziei, że może uda mu się ją przejąć, nie przejął. 
Za to Silver poszło całkiem znośnie. Uwolniła Natural, wzięła kulturalnie piłkę. Poleciała kawałek dalej, wzbiła się w górę i podała szybko do Ayumi.
            Nim jednak opadła na ziemię, jeden z zawodników drużyny przeciwnej zdążył wpaść na nią w powietrzu, odpychając Silver łokciem, którym trafił centralnie w jej brzuch. Jace mógł tylko bezsilnie obserwować, jak dziewczyna opada w dół.
- Silver! - krzyknęła Emma i ruszyła biegiem w stronę ciała, które z hukiem spadło na murawę boiska. 
David poderwał się i stanął obok stanowiska trenera. 
- Silver!
            Cała drużyna zgromadziła się dookoła niej, podczas gdy nieuczciwego zawodnika zabrała czerwona bramka w kształcie tuby. Jace ukucnął przy dziewczynie i delikatnie obmacał jej kark i kończyny.
-Nie ma nic złamanego – powiedział, co potwierdził również ich drużynowy lekarz. Wszystkim troszkę ulżyło.
-Zdejmujemy ją z boiska – zawyrokował Rayne. –David, zastąpisz siostrę. Ayumi, uważaj na siebie, jesteś następna, jeśli chcą wykończyć tych z Fluxem. Sky, strzelasz karnego.
Już po chwili na boisku stanął David.
- Ej, tylko bez fauli - powiedział Sky, który ustawił sobie piłkę. Oj, nieładnie tak faulować jego koleżanki, oj nie, nie. 
Cofnął się kilka kroków, a potem ruszył biegiem i kopnął piłkę. Ta wleciała pod samą poprzeczkę w prawym okienku.
            Mecz rozpoczął się na nowo, chociaż Jace był rozkojarzony. Myślał cały czas o Silver i dla niej starał się bronić z całych sił. Ale kiedy jeden z Wambas minął go z pogardliwym uśmieszkiem i rzucił ‘hey, bliznowaty’, Jace poczuł, że zaczynają mu się pocić ręce.
I właśnie wtedy stracili pierwszą bramkę. 
- No dobra, chyba nic się nie stało, nie? - Emma uśmiechnęła się lekko. 
Niby. Sky'a znowu wyprzedził przeciwnik i to on przejął piłkę. Od razu z członkami swojej drużyny popędzili w kierunku bramki. Wyminęli obronę i oddali strzał na bramkę.
-Bliznowaty! – ryknął Wambas, a Jace skoczył w stronę lecącej piłki. Minął ją tylko o kilka centymetrów, po czym zarył twarzą w boisko.
-Może ziemia ci pomoże, bo gorzej już wyglądać nie będziesz!
-Jace, nie słuchaj ich! – poprosił Rayne. –Nic ci się nie stało?
-Nie, trenerze, nic – mruknął, podnosząc się i ocierając krew z przeciętej wargi.
Lekarz zerknął na monitor.
-Tylko się troszkę poobijał – zapewnił Rayne’a.
            Navi przejął piłkę po wznowieniu gry (2:2) i podał ją do Sky’a.
-Czyń cuda, stary!
Sky uśmiechnął się i podbiegł bliżej. Wykołował Lun Zaree, po czym oddał strzał na bramkę. Niestety, nie udało mu się.
- Nosz kurw... czę - poprawił się.
Wambas byli przy piłce. Ayu próbowała pomóc Navi’emu i Emmie na pomocy, ale Flux, dający Wambas zręczność, spychał możliwości Wisienek do minimum.
-Jace! – krzyknęła błagalnie do słuchawki.
Chłopak naprężył się. To nic, że nazywali go bliznowatym, przywykł. Teraz musiał obronić. I obronił. Podał piłkę do Daivda i otarł rękawicą kropelki zimnego potu, które zebrały mu się nad wargą.
-Ładna obrona, Jace – pochwalił go Rayne.
David wybiegł na przód i podał piłkę Ayumi.
- Strzelaj! - zawołał. No, miała Flux, nie? Mogło jej się udać i bardzo w to wierzył.
Ale obrończyni Wambas podcięła ją, oczywiście, regulaminowo, więc nie było faulu, chociaż Ayu wylądowała na ziemi i jęknęła cicho. Tymczasem Wambas pędzili już na bramkę Jace’a.
Strzał z wysokości był nie do obrony, jeśli nie miało się Fluxa, chociaż Jace dał z siebie wszystko.
Przegrali, 3:2..
Sky podszedł do Ayumi i podał jej dłoń. Emma natomiast podeszła do brata.
- Potem im dokopiemy - uśmiechnęła się.
-To moja wina – powiedział cicho Jace.
            Gdy byli już w szatni, humory nie były cudowne. Jace wyszedł spod prysznica, wycierając włosy ręcznikiem. Miał na sobie dżinsy i koszulkę. Do nikogo nie odezwał się odkąd wrócili, a teraz stanął obok Rayne’a.
-Przepraszam, to ja puściłem bramki.
-Daj spokój, Jace – rudzielec poklepał go po ramieniu. –Nie masz Fluxa, to nie twoja wina. Poza tym, martwiłeś się o Silver. Jest w swoim pokoju – dodał.
            I, nie czekając, aż wyschnie, Jace skierował się tam szybkim krokiem.
- Nic mi nie jest - powiedziała Silver do Davida. - Sama mogę sobie...
- Cicho, masz leżeć - powiedział. - Głodna? Spragniona?
- O matko...
- Nie matkuj mi tu teraz. A porpo, mama właśnie dzwoniła, ale powiedziałem, że nic ci nie jest i jesteś zajęta. Zadzwoń do niej wieczorem.
- Jasne - wyciągnęła do niego łapki, a potem przytuliła się do brata. - Szkoda, że przegraliśmy. 
- Odbijamy to sobie, nie martw się - uśmiechnął się.
-Przeszkadzam? – zapytał niepewnie Jace, stając na progu. –Mogę przyjść później – dodał szybko.
- Spoko, ja już wychodzę - cmoknął Silver w czubek głowy. - Odpoczywaj.
- Tak, tak - zaśmiała się. - Co jest? - zapytała, spoglądając na Jace'a, kiedy brat już wyszedł.
-Wpadłem zobaczyć, jak się czujesz – zamknął drzwi, ale nie podszedł bliżej łóżka. Ot, stał wciąż z ręką na klamce. Widok jej, w jednym kawałku, dał mu ulgę.
- Chyba dobrze. Nic mnie nie boli, chociaż jak sobie pomyślę, jak żem piz... spadła na murawę... No nic. A ty jak się czujesz po meczu?
Wzruszył lekko ramionami.
-Puściłem 3 bramki. Mówiłem, że będę kiepskim bramkarzem – powiedział, starając się brzmieć beztrosko. –To.. ee.. skoro już wszystko gra, to sobie pójdę. Ale jakby coś cię bolało, to pamiętaj, że y… skończyłem chirurgię. Mogę.. ee..pomóc – dodał już niemalże szeptem, a czerwone były nawet czubki jego uszu.
- Już idziesz? - podniosła się do pozycji siedzącej. - No ejjj... A poza tym jesteś dobrym bramkarzem. Będziesz jeszcze lepszym, kiedy odkryjesz Fluxa - uśmiechnęła się i poklepała miejsce obok siebie.
-O..okej.
Usiadł na brzegu materaca i wbił wzrok w swoje dłonie.
-Takmyślałemżemożnabykiedyśznówwybraćsiędokina – powiedział szybko.
- Co? Mógłbyś trochę wolniej? Nadal szumi mi w głowie...
-Może kiedyś znów wybierzemy się do kina – powiedział „normalnie”. Jak na siebie.
- Jasne, bardzo chętnie - uśmiechnęła się.
Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Super – powiedział i położył rękę na jej ręce. –Chcesz, żebym.. albo nie, już to robił ten lekarz Hunter. Więc chyba wszystko gra. Miałem na zajęciach wykładowcę, który nie wierzył w technologię i kazał nam kości sprawdzać dłońmi. Ciekawe doświadczenie to było, ale ciężki egzamin…
- Chcesz sprawdzić moje kości?
Zarumienił się.
-Dotykałem cię na boisku – wyznał cicho. –Bez podtekstów! Ale robiłem to na szybko, mogłem coś przeoczyć..
- No to sprawdź - położyła się na plecach. - Gotowa.
-Powinienem mieć stetoskop i fartuch, co? – zażartował, ale powoli ściągnął z niej kołderkę.
            I nagle dokonała się w nim jakby zmiana. Już nie drżały mu ręce i nie czuł skrępowania. Jace – Lekarz nie był nieśmiały, oj nie. Nie, gdy w grę wchodziło zdrowie i kariera jego pacjentki.
-Ostrożnie – zaczął od ramienia. Sprawnymi, długimi palcami przesuwał po jej skórze, dociskając tu i tam. –Jeśli zaboli, mów.
Oj, nic jej nie bolało. Zamknęła oczy i rozkoszowała się dotykiem i bliskością Jace'a. Mrr, podobało jej się to. Ale gdyby nie dotykał jej jak lekarz, tylko jak mężczyzna... Aż jej się gorąco zrobiło.
            W podobny sposób zaczął sprawdzać drugą rękę, każąc jej co jakiś czas napinać mięśnie lub poruszać palcami u dłoni.
-Masz chyba troszkę naciągnięty mięsień, który trzeba będzie rozmasować. To nic wielkiego.
Gdy skończył z rękoma, zerknął na nogi. Dobrze, że miała na sobie spodenki, bo tak musiałby ją prosić o zdjęcie. I zrobiło mu się troszkę gorąco. Był lekarzem, ale skóra Silver była gładka i miękka, zapewne w smaku również była wspaniała. Chciałby poznać ją ustami..
-Lewa noga – poprosił.
- Hm...? - zamruczała, nadal leżąc z zamkniętymi oczami. Och, była jego!
-Lewa noga, idealna pacjentko – zażartował. –Dam ci potem naklejkę za cierpliwość.
Przesunął dłońmi od kolana do łydki, a potem na stopę. Delikatnie zaczął przesuwać po niej paluszkami…
- Coś z nią nie tak? - spojrzała na niego jednym otwartym okiem.
-Jest bardzo zgrabna – wypalił, a po chwili chrząknął. –Znaczy się, sprawna!
- A... no to chyba dobrze - uniosła się na łokciach i spojrzała na niego.
-Masz łaskotki? – zapytał, przechodząc do drugiej stópki.
- Nie - przebiegła paluszkami po jego ramieniu.
-To dobrze – zaczął kciukami leciutko masować spód jej stopy. Oczywiście, w ramach badania, nie? Nie pomyślałby.. okej, pomyślałby, ale to nie zmienia faktu, że nie wykorzystałby tak podłego faulu, byleby ją sobie obmacać.
- Jace, spójrz na mnie.
Uniósł głowę i oczywiście, szlag trafił Jace’a lekarza, znów był tym samym, nieśmiałym chłopakiem z blizną na twarzy.
-Przepraszam, ucisnąłem za mocno? – położył jej stopę ostrożnie na materacu.
- Nie - położyła paluszki na jego policzku i pocałowała go. Leciutko i delikatnie, smakując jego wargi.
-Silver – wyszeptał i objął ją ostrożnie, nie chcąc sprawiać bólu ciału, które spadło z takiej wysokości.
Ciału osoby, na której naprawdę mu zależało.
- Przepraszam - zarumieniła się i opadła z powrotem na łóżko. Odwróciła wzrok i zamknęła oczy.
-Coś nie tak? – zapytał, zaniepokojony. –Sprawiłem ci ból? Masz pewnie wszędzie siniaki… - jęknął.
- Przepraszam, że cię pocałowałam. Myślałam... myślałam po prostu... - w jej oczętach pojawiły się łzy.
Okej, teraz zaskoczyła mu panika. Aż się cały spiął i, dla odmiany, zbladł.
-Kochanie, nie przepraszaj – powiedział szybko. –Uwielbiamsięztobącałować – wymamrotał. I nieśmiało dotknął jej włosów. –Kto nie chciałby całować tak pięknej dziewczyny? – dodał ciszej, ale nie tak szybko. Może nie oberwie za to, no ale.. Nieśmiało musnął wargami jej ramię. –Nie chciałem cię teraz wykorzystywać, bo pewnie jesteś cała obolała. Jak spadłaś – zacisnął pięść – bałem się.
Silver odwróciła głowę i spojrzała na niego. 
- Naprawdę?
-Nigdy bym cię nie okłamał, Silver. Wystraszyłem cię, że coś ci się stanie, nim… - urwał i chrząknął. –Ale jesteś tu, cała i zdrowa – uśmiechnął się ciepło. –Cieszę się.
- I nie jesteś zły, że cię pocałowałam?
-Jeśli jestem zły, to na siebie – powiedział cicho. –Że pragnąłem pocałować cię mocniej, nie biorąc pod uwagę, że mogę cię skrzywdzić. –Jesteśdlamniebardzoważna – powiedział szybko i odwrócił wzrok. Nierumienićsięnierumienićsięnierumienićsię, powtarzał sobie w myślach. –Dziwak ze mnie.
- Lubię tego dziwaka przede mną - uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
-Serio? – jego serduszko zaczęło bić naprawdę mocno, kiedy ostrożnie objął ją ramieniem, a dłoń Silver nakrył swoją ręką. Delikatnie pocałował ją, splatając ich palce razem. Chciał jej właśnie zaproponować nie kino, lecz prawdziwą randkę, kiedy do pokoju bez pukania wpadła Ayu, a za nią Navi, Rayne i Elijah.
-UPS!
-Proszę proszę, ostry dyżur!
Silver westchnęła zrezygnowana. No co za ludzie...
- Cześć, wam - powiedziała jednak. - Wejdźcie.
Jace wbił wzrok w podłogę. Okej, teraz pewnie coś jej powiedzą, że całuje się z takim bliznowatym… Rayne tymczasem podszedł do Silver.
-Dobrze, że ktoś się tobą opiekuje – powiedział radośnie. –Jemu można ufać.
-Nooo – wzrok Ayu jednoznacznie mówił, że ‘pogadamy później’.
Silver posłała jej uśmiech.
- Mimo wszystko, to był dobry mecz.
-Dokładnie. Przegraliśmy tylko jednym golem i to z użyciem Fluxa, więc naprawdę jestem z was dumny. Zwłaszcza z ciebie, Jace – zwrócił się do bramkarza, który widząc jego spojrzenie, powoli puścił dłoń Silver. Nie chciał jej zawstydzać przy kolegach z drużyny.
-Bez przesady. Długa droga przede mną – oznajmił. –Ja..eee… pewnie chcesz pogadać z Silver, to sobie pójdę czy coś.
-Nie przeszkadzasz mi. A wam?
-Ani trochę – powiedzieli zgodnie pozostali.
- W sumie to ja muszę pogadać z Jace'em. Na osobności - dodała Silver.
-Okej, zrozumieliśmy – zaśmiał się cicho Rayne. –Drużyna, wypad, idziemy na soczek, a wy tu sobie  r o z m a w i a j c i e.
            Gdy wychodzili, Ayu obróciła się i posłała im uśmiech, wraz z uniesionym kciukiem. Jace zarumienił się.
-O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał.
- O niczym - pocałowała go śmielej, niż dziesięć minut temu.
Odwzajemnił pocałunek, zastanawiając się, gdzie podziać ręce. W końcu przytulił ją mocno do siebie, ale uważał, by nie ściskać Silver za mocno.
-Powinnaś leżeć – wyszeptał i pocałował ją w nos. –Odpoczywać…
Złapał kołdrę i otulił nią jen nogi, aż do bioder.
- No odpoczywam, no... - mruknęła, niezadowolona. Ach, jej, strasznie jej się spodobał sposób, w jaki ją całował i w ogóle...
-Chciałbym cię zaprosić na kolację – powiedział nagle. –Znaczy się eee… nie pizzę, wiesz o co chodzi… yy… taką.. no..
- Tak! Bardzo chętnie - na jej ustach pojawił się szerooooki uśmiech.
-Zgodziłaś się – powiedział zaskoczony, ale przyjemnie.
Postanowił, że jeszcze dziś każe swojemu człowiekowi zarezerwować lokal w najmodniejszej restauracji na tej planecie. Chciał zabrać Silver do takiego miejsca, które wryje się jej w pamięć.
Tak, jak on chciał pozostać w jej pamięci.