niedziela, 9 września 2012

Rozdział 4. Porażka.



Sky zakręcił bioderkami, kiedy ubrał swój cudny strój drużyny.... e... y... hm... no... Cherissimo. Taki czarny z czerwonymi akcentami. Nie chciał się chwalić, ale wyglądał bosko. Spodenki idealnie opinały jego zgrabny tyłeczek. Na lewej piersi widniała czerwona cyferka 11. Lubił ten numer. A może powinien postarać się o 9, bo taki miał Warren i Stivens - jego idole. No cóż, 11 też było spoko. Taki miał Sinedd. 
Poprawił swoje rękawiczki bezpalcówki i spojrzał na drużynę. Ach, ach, już ich kochał. No, z małymi wyjątkami (ta cała Caroline była dziwna...).
- Skopiemy im zaaaadkiii - zanucił Sky i przybił piątkę z Davidem. 
- Wiadomo - Emma odgarnęła blond włosy nieco zmysłowym ruchem, a potem związała je w warkocz (miała w tym wprawę, więc chwila, moment i już był długi, gruby warkocz, który sięgał jej pupy).
Jace dostał lekkiego ataku paniki i właśnie rozważał czy wypić kolejną szklankę wody, uspokajając żołądek, ale wystawiając na próbę pęcherz. W końcu Rayne podał mu gumę do żucia.
-Dasz sobie radę – zapewnił go.
Okej, ciężko było mu oderwać wzrok od zgrabnej Ayumi, ubranej w najmniejszy strój, jaki zdołali dostać. A mimo tego, że jej sylwetka gubiła się w tłumie wysokich kolegów i koleżanek, to jej głos słyszał najwyraźniej.
-Skopmy im tyłki, kochani – zachęcała. –Zróbmy im jesień średniowieczna z boiska!
- Z dupy - poprawił ją kurtuazyjnie Sky.
- Ba, że tak - Silver wyciągnęła rękę przed siebie. Sky natychmiast nakrył ją swoją.
Potem dołączyła reszta drużyny.
- No to, Wisienki, pokażmy z jakiego drzewa jesteśmy! - krzyknął napastnik, ale po chwili się zamknął. - Okej, trzeba wymyślić nowe hasło.
-Może wyglądamy słodko, ale mamy w środku twarde pestki? – zasugerował troszkę niemrawo Jace.
- Nie - Sky pokręcił głową. - No nic, coś się jeszcze wymyśli. Panie z Fluxem, gotowe?
- Jak zawsze - Silver uśmiechnęła się. Spodobał jej się ten drużynowy strój. Czuła się dumnie. Czuła się KIMŚ.
-Zaraz im pokażemy! – zawyła Ayu. –Panie trenerze, proszę nas grzecznie obserwować!
-Tak, tak. Idźcie już, skarby wy moje i pokażcie, że te kilka treningów nie poszło na marne.
Elijah zamyślił się.
-Zawsze możemy pokonać Wambas w picu – oznajmił.
- Panie trenerze - do rudego przystojniaczka przyłasił się Sky. - Kapitana nie mamy.
Rayne wyjął z kieszeni czerwoną opaskę.
-Kocham was wszystkich tak mocno, że cóż, nie mogę się zdecydować.
-Może Jace? – zaproponowała Caroline, tuląc się do ramienia bramkarza i posyłając mu maślane spojrzenie.
Silver zacisnęła pięści. Co za szmata...
- A może ja? - zaproponował niewinnie Sky.
- Zwariowałeś? Kapitan musi myśleć o drużynie, a nie o sobie - David skrzyżował łapki na piersiach, uśmiechając się kącikiem ust.
- Ależ ja myślę o drużynie - uśmiechnął się do niego zalotnie. - Ale jeśli niiieee - skierował swoje "normalne" spojrzenie na... hm... - Jace? Ayumi?
-Ja nie – powiedział szybko Jace, unosząc obie ręce w geście obrony, jednocześnie uwalniając się od Caroline, która go niepokoiła. –Jest mi niedobrze i bez tego.
- Może powinieneś wypić szybkiego kieliszka - Sky przyjrzał mu się.
- Oj, zostawcie go - Emma przytuliła się do brata. - Będzie dobrze. Wiesz o tym.
-Wiem. Boję się, że coś puszczę i będzie na mnie – westchnął.
-Jace, nasze życie nie zależy od zwycięstwa. Poza tym, to mecz towarzyski – Ayumi poklepała wysokiego przystojniaka po ramieniu. –Dasz sobie radę, przecież jesteś cudny.
-Bez przesady – bąknął Jace, rumieniąc się.
- Ej. EJ - Silver spojrzała na Ayumi wzrokiem "on jest mój, wara".
- No i mamy zwycięzcę - uśmiechnął się David i wziął od trenera czerwoną opaskę. Podał ją Ayumi. - Powiedź nas do zwycięstwa - ukłonił się nawet lekko. 
- Oj, tak - Sky poszedł w jego ślady, ale on jeszcze złożył łapki jak do modlitwy.
-Ale co? – Ayu spojrzała wpierw zdezorientowana na nich, potem na Rayne’a, który uśmiechnął się do niej naprawdę słodko. –Jak to?
-Moim zdaniem jest ok. – uśmiechnął się Elijah.
- Do twarzy ci - zamruczała Emma z uśmiechem. - Jak nie wygramy wynikiem, to urodą, nie? - roześmiała się.
-To dobry pomysł – zgodził się Jace. –Jesteś szczęśliwym duszkiem naszej drużyny.
-Uderzasz do mojego wzrostu, kolego? – zadziornie spojrzała na niego i Rayne zaśmiał się cicho. Oto Dawid stojący przed Goliatem; najmniejszy członek drużyny kontra największy.
- Okej, to idziemy - Sky ruszył wolnym krokiem do bramki. 
Annie obacziła urządzenia. 
- Okej, słuchawki powinny działać.
-No to do dzieła, Wisienki!

            A potem był pył boiska i ryki kibiców. Ayu poczuła się troszkę zagubiona wśród tego zgiełku, ale gdy zobaczyła na trybunach brata, poczuła ciepełko w serduszku.
            Jace tymczasem pomknął na bramkę, poprawiając rękawice. Oddychał głęboko, starając się nie patrzeć na słodki tyłeczek Silver. Okej, patrz na piłkę, nakazał sobie.
- Nie żeby coś, może lepiej, żeby nic - odezwał się pierwszy Sky. Okej, na zwykłych rozgrywkach piłki nożnej w szkole czy klubie sportowym nie było takiej atmosfery. To mu nieco przeszkadzało. 
- Sky, weź się ogarnij - jęknęła zrezygnowana Emma. - Jesteś rozgrywającym. Podobno.
- Oj ciii - Sky poszedł na środek boiska. Hm, chętnie wstawiłby na razie tutaj postać Ayumi, bo miała Fluxa. Z drugiej strony...
            Gdy piłka strzeliła w górę, zawodnik Wambas wyskoczył i złapał ją w zręczne palce u nóg, po czym podał do kolegi, uśmiechając się leniwie do Sky’a. Piłka była podowana, omijając pomoc i obronę. Rayne wiedział, że praktycznie cały ciężar spoczywa teraz na bramkarzu..
-Jace, spokojnie – szepnął do niego przez słuchawkę.
Annie, siedząc przy swoim monitorze, właśnie obżerała paznokcie. Okej, było to niekulturalnie, ale pff, kto powiedział, że ona jest kulturalna. 
- Dawaj, Jace, obronisz! - krzyknęła Silver i zrobiła kilka szybkich kroków w stronę Jace'a.
            Obronił. A gdy podniósł się, trzymając piłkę przyciśnięta do brzucha, nie słyszał pochwał Rayne’a. Czuł tylko przyjemne uczucie wykonania zadania. Podał piłkę do przodu, wprost pod nogi Silver.
Taka jego wersja wysyłanego w powietrze buziaka.
- Brawo - powiedziała Silver do słuchawki, a potem ruszyła do przodu. Oddała piłkę Navi'emu.
            Ten zgrabnie ominął zawodnika Wambas i podał do Sky’a, unosząc lekko kciuk.
A ten przebiegł kilka metrów, a potem podał piłkę Ayumi. 
- Strzelaj! - polecił grzecznie. 
A jego serduszko i tak waliło jak głupie z podniecania. Oj, tak, zaczynało mu się podobać na boisku.
Ayu odpaliła Fluxa i zaczęła swój taniec z obroną, Wyminęła ich, nie tracąc rytmu i swojej melodii, po czym strzeliła.
Ale niestety nie udało jej się. 
- Nie łam się, i tak im dokopiemy - powiedział Sky, przytrzymując słuchawkę przy uchu. Wycofał się na swoją pozycję.
- Cherissimo to świeża drużyna, utworzona przez Rayne'a Finn - poinformowała wszystkich Cally Mystic. - Przypomina mi to trochę Snow Kids. Również byli nową drużyną, której nikt nie dawał szans. A zdobyli mistrzostwo. Z tego co widzę, Cherissimo również dobrze sobie radzi. Właśnie Emma, piękna obrończyni, wykiwała jednego z doświadczonych zawodników Wambas!
-Dajesz, Emma! – krzyknęła Ayu do słuchawki, ale już wycofywała się w stronę koleżanki, aby ją asekurować.
- Piękna, ale nie głupia - mruknęła jakby do siebie, po czym podała piłkę Ayumi. 
Sky ruszył przed siebie, czyli w stronę bramki Wambas.
-Teraz ty! – Ayu, wzmocniona Fluxem, mocno podała do kolegi.
Sky już się przyzwyczaił od tego silnego kopnięcia z dodatkiem Smogu. No co zrobisz, małe, a silne to dziewczę. 
Tak czy siak wyminął obrońcę i wykonał szybki, mocny ruch. Kiedy trafił do siatki, nie zczaił od razu. Skupiał się na tym, aby w ogóle oddać ten strzał.
            Navi wisiał mu na plecach i walił w nie energicznie.
-Brawo, stary! – wołał.
- Jupijajej! - krzyknął Sky, unosząc pięść w górę. - Ależ ja jestem zajebisty - zaśmiał się.
Annie zaklaskała w dłonie. 
- Ależ się cieszą, jakby wygrali puchar - powiedziała do trenera i lekarza.
-Oby nie za wcześnie – mruknął Rayne. –Wisienki – zagrzmiał do słuchawek swoich ‘dzieciaczków’. –Skupcie się, wciąż mamy dużo roboty.
- Jasne, trenerze - Sky z zadowoloną miną poszedł po piłkę. Znaczy na środek. Ale znowu przejął ją zawodnik Wambas. I choć Sky się cofnął, w nadziei, że może uda mu się ją przejąć, nie przejął. 
Za to Silver poszło całkiem znośnie. Uwolniła Natural, wzięła kulturalnie piłkę. Poleciała kawałek dalej, wzbiła się w górę i podała szybko do Ayumi.
            Nim jednak opadła na ziemię, jeden z zawodników drużyny przeciwnej zdążył wpaść na nią w powietrzu, odpychając Silver łokciem, którym trafił centralnie w jej brzuch. Jace mógł tylko bezsilnie obserwować, jak dziewczyna opada w dół.
- Silver! - krzyknęła Emma i ruszyła biegiem w stronę ciała, które z hukiem spadło na murawę boiska. 
David poderwał się i stanął obok stanowiska trenera. 
- Silver!
            Cała drużyna zgromadziła się dookoła niej, podczas gdy nieuczciwego zawodnika zabrała czerwona bramka w kształcie tuby. Jace ukucnął przy dziewczynie i delikatnie obmacał jej kark i kończyny.
-Nie ma nic złamanego – powiedział, co potwierdził również ich drużynowy lekarz. Wszystkim troszkę ulżyło.
-Zdejmujemy ją z boiska – zawyrokował Rayne. –David, zastąpisz siostrę. Ayumi, uważaj na siebie, jesteś następna, jeśli chcą wykończyć tych z Fluxem. Sky, strzelasz karnego.
Już po chwili na boisku stanął David.
- Ej, tylko bez fauli - powiedział Sky, który ustawił sobie piłkę. Oj, nieładnie tak faulować jego koleżanki, oj nie, nie. 
Cofnął się kilka kroków, a potem ruszył biegiem i kopnął piłkę. Ta wleciała pod samą poprzeczkę w prawym okienku.
            Mecz rozpoczął się na nowo, chociaż Jace był rozkojarzony. Myślał cały czas o Silver i dla niej starał się bronić z całych sił. Ale kiedy jeden z Wambas minął go z pogardliwym uśmieszkiem i rzucił ‘hey, bliznowaty’, Jace poczuł, że zaczynają mu się pocić ręce.
I właśnie wtedy stracili pierwszą bramkę. 
- No dobra, chyba nic się nie stało, nie? - Emma uśmiechnęła się lekko. 
Niby. Sky'a znowu wyprzedził przeciwnik i to on przejął piłkę. Od razu z członkami swojej drużyny popędzili w kierunku bramki. Wyminęli obronę i oddali strzał na bramkę.
-Bliznowaty! – ryknął Wambas, a Jace skoczył w stronę lecącej piłki. Minął ją tylko o kilka centymetrów, po czym zarył twarzą w boisko.
-Może ziemia ci pomoże, bo gorzej już wyglądać nie będziesz!
-Jace, nie słuchaj ich! – poprosił Rayne. –Nic ci się nie stało?
-Nie, trenerze, nic – mruknął, podnosząc się i ocierając krew z przeciętej wargi.
Lekarz zerknął na monitor.
-Tylko się troszkę poobijał – zapewnił Rayne’a.
            Navi przejął piłkę po wznowieniu gry (2:2) i podał ją do Sky’a.
-Czyń cuda, stary!
Sky uśmiechnął się i podbiegł bliżej. Wykołował Lun Zaree, po czym oddał strzał na bramkę. Niestety, nie udało mu się.
- Nosz kurw... czę - poprawił się.
Wambas byli przy piłce. Ayu próbowała pomóc Navi’emu i Emmie na pomocy, ale Flux, dający Wambas zręczność, spychał możliwości Wisienek do minimum.
-Jace! – krzyknęła błagalnie do słuchawki.
Chłopak naprężył się. To nic, że nazywali go bliznowatym, przywykł. Teraz musiał obronić. I obronił. Podał piłkę do Daivda i otarł rękawicą kropelki zimnego potu, które zebrały mu się nad wargą.
-Ładna obrona, Jace – pochwalił go Rayne.
David wybiegł na przód i podał piłkę Ayumi.
- Strzelaj! - zawołał. No, miała Flux, nie? Mogło jej się udać i bardzo w to wierzył.
Ale obrończyni Wambas podcięła ją, oczywiście, regulaminowo, więc nie było faulu, chociaż Ayu wylądowała na ziemi i jęknęła cicho. Tymczasem Wambas pędzili już na bramkę Jace’a.
Strzał z wysokości był nie do obrony, jeśli nie miało się Fluxa, chociaż Jace dał z siebie wszystko.
Przegrali, 3:2..
Sky podszedł do Ayumi i podał jej dłoń. Emma natomiast podeszła do brata.
- Potem im dokopiemy - uśmiechnęła się.
-To moja wina – powiedział cicho Jace.
            Gdy byli już w szatni, humory nie były cudowne. Jace wyszedł spod prysznica, wycierając włosy ręcznikiem. Miał na sobie dżinsy i koszulkę. Do nikogo nie odezwał się odkąd wrócili, a teraz stanął obok Rayne’a.
-Przepraszam, to ja puściłem bramki.
-Daj spokój, Jace – rudzielec poklepał go po ramieniu. –Nie masz Fluxa, to nie twoja wina. Poza tym, martwiłeś się o Silver. Jest w swoim pokoju – dodał.
            I, nie czekając, aż wyschnie, Jace skierował się tam szybkim krokiem.
- Nic mi nie jest - powiedziała Silver do Davida. - Sama mogę sobie...
- Cicho, masz leżeć - powiedział. - Głodna? Spragniona?
- O matko...
- Nie matkuj mi tu teraz. A porpo, mama właśnie dzwoniła, ale powiedziałem, że nic ci nie jest i jesteś zajęta. Zadzwoń do niej wieczorem.
- Jasne - wyciągnęła do niego łapki, a potem przytuliła się do brata. - Szkoda, że przegraliśmy. 
- Odbijamy to sobie, nie martw się - uśmiechnął się.
-Przeszkadzam? – zapytał niepewnie Jace, stając na progu. –Mogę przyjść później – dodał szybko.
- Spoko, ja już wychodzę - cmoknął Silver w czubek głowy. - Odpoczywaj.
- Tak, tak - zaśmiała się. - Co jest? - zapytała, spoglądając na Jace'a, kiedy brat już wyszedł.
-Wpadłem zobaczyć, jak się czujesz – zamknął drzwi, ale nie podszedł bliżej łóżka. Ot, stał wciąż z ręką na klamce. Widok jej, w jednym kawałku, dał mu ulgę.
- Chyba dobrze. Nic mnie nie boli, chociaż jak sobie pomyślę, jak żem piz... spadła na murawę... No nic. A ty jak się czujesz po meczu?
Wzruszył lekko ramionami.
-Puściłem 3 bramki. Mówiłem, że będę kiepskim bramkarzem – powiedział, starając się brzmieć beztrosko. –To.. ee.. skoro już wszystko gra, to sobie pójdę. Ale jakby coś cię bolało, to pamiętaj, że y… skończyłem chirurgię. Mogę.. ee..pomóc – dodał już niemalże szeptem, a czerwone były nawet czubki jego uszu.
- Już idziesz? - podniosła się do pozycji siedzącej. - No ejjj... A poza tym jesteś dobrym bramkarzem. Będziesz jeszcze lepszym, kiedy odkryjesz Fluxa - uśmiechnęła się i poklepała miejsce obok siebie.
-O..okej.
Usiadł na brzegu materaca i wbił wzrok w swoje dłonie.
-Takmyślałemżemożnabykiedyśznówwybraćsiędokina – powiedział szybko.
- Co? Mógłbyś trochę wolniej? Nadal szumi mi w głowie...
-Może kiedyś znów wybierzemy się do kina – powiedział „normalnie”. Jak na siebie.
- Jasne, bardzo chętnie - uśmiechnęła się.
Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Super – powiedział i położył rękę na jej ręce. –Chcesz, żebym.. albo nie, już to robił ten lekarz Hunter. Więc chyba wszystko gra. Miałem na zajęciach wykładowcę, który nie wierzył w technologię i kazał nam kości sprawdzać dłońmi. Ciekawe doświadczenie to było, ale ciężki egzamin…
- Chcesz sprawdzić moje kości?
Zarumienił się.
-Dotykałem cię na boisku – wyznał cicho. –Bez podtekstów! Ale robiłem to na szybko, mogłem coś przeoczyć..
- No to sprawdź - położyła się na plecach. - Gotowa.
-Powinienem mieć stetoskop i fartuch, co? – zażartował, ale powoli ściągnął z niej kołderkę.
            I nagle dokonała się w nim jakby zmiana. Już nie drżały mu ręce i nie czuł skrępowania. Jace – Lekarz nie był nieśmiały, oj nie. Nie, gdy w grę wchodziło zdrowie i kariera jego pacjentki.
-Ostrożnie – zaczął od ramienia. Sprawnymi, długimi palcami przesuwał po jej skórze, dociskając tu i tam. –Jeśli zaboli, mów.
Oj, nic jej nie bolało. Zamknęła oczy i rozkoszowała się dotykiem i bliskością Jace'a. Mrr, podobało jej się to. Ale gdyby nie dotykał jej jak lekarz, tylko jak mężczyzna... Aż jej się gorąco zrobiło.
            W podobny sposób zaczął sprawdzać drugą rękę, każąc jej co jakiś czas napinać mięśnie lub poruszać palcami u dłoni.
-Masz chyba troszkę naciągnięty mięsień, który trzeba będzie rozmasować. To nic wielkiego.
Gdy skończył z rękoma, zerknął na nogi. Dobrze, że miała na sobie spodenki, bo tak musiałby ją prosić o zdjęcie. I zrobiło mu się troszkę gorąco. Był lekarzem, ale skóra Silver była gładka i miękka, zapewne w smaku również była wspaniała. Chciałby poznać ją ustami..
-Lewa noga – poprosił.
- Hm...? - zamruczała, nadal leżąc z zamkniętymi oczami. Och, była jego!
-Lewa noga, idealna pacjentko – zażartował. –Dam ci potem naklejkę za cierpliwość.
Przesunął dłońmi od kolana do łydki, a potem na stopę. Delikatnie zaczął przesuwać po niej paluszkami…
- Coś z nią nie tak? - spojrzała na niego jednym otwartym okiem.
-Jest bardzo zgrabna – wypalił, a po chwili chrząknął. –Znaczy się, sprawna!
- A... no to chyba dobrze - uniosła się na łokciach i spojrzała na niego.
-Masz łaskotki? – zapytał, przechodząc do drugiej stópki.
- Nie - przebiegła paluszkami po jego ramieniu.
-To dobrze – zaczął kciukami leciutko masować spód jej stopy. Oczywiście, w ramach badania, nie? Nie pomyślałby.. okej, pomyślałby, ale to nie zmienia faktu, że nie wykorzystałby tak podłego faulu, byleby ją sobie obmacać.
- Jace, spójrz na mnie.
Uniósł głowę i oczywiście, szlag trafił Jace’a lekarza, znów był tym samym, nieśmiałym chłopakiem z blizną na twarzy.
-Przepraszam, ucisnąłem za mocno? – położył jej stopę ostrożnie na materacu.
- Nie - położyła paluszki na jego policzku i pocałowała go. Leciutko i delikatnie, smakując jego wargi.
-Silver – wyszeptał i objął ją ostrożnie, nie chcąc sprawiać bólu ciału, które spadło z takiej wysokości.
Ciału osoby, na której naprawdę mu zależało.
- Przepraszam - zarumieniła się i opadła z powrotem na łóżko. Odwróciła wzrok i zamknęła oczy.
-Coś nie tak? – zapytał, zaniepokojony. –Sprawiłem ci ból? Masz pewnie wszędzie siniaki… - jęknął.
- Przepraszam, że cię pocałowałam. Myślałam... myślałam po prostu... - w jej oczętach pojawiły się łzy.
Okej, teraz zaskoczyła mu panika. Aż się cały spiął i, dla odmiany, zbladł.
-Kochanie, nie przepraszaj – powiedział szybko. –Uwielbiamsięztobącałować – wymamrotał. I nieśmiało dotknął jej włosów. –Kto nie chciałby całować tak pięknej dziewczyny? – dodał ciszej, ale nie tak szybko. Może nie oberwie za to, no ale.. Nieśmiało musnął wargami jej ramię. –Nie chciałem cię teraz wykorzystywać, bo pewnie jesteś cała obolała. Jak spadłaś – zacisnął pięść – bałem się.
Silver odwróciła głowę i spojrzała na niego. 
- Naprawdę?
-Nigdy bym cię nie okłamał, Silver. Wystraszyłem cię, że coś ci się stanie, nim… - urwał i chrząknął. –Ale jesteś tu, cała i zdrowa – uśmiechnął się ciepło. –Cieszę się.
- I nie jesteś zły, że cię pocałowałam?
-Jeśli jestem zły, to na siebie – powiedział cicho. –Że pragnąłem pocałować cię mocniej, nie biorąc pod uwagę, że mogę cię skrzywdzić. –Jesteśdlamniebardzoważna – powiedział szybko i odwrócił wzrok. Nierumienićsięnierumienićsięnierumienićsię, powtarzał sobie w myślach. –Dziwak ze mnie.
- Lubię tego dziwaka przede mną - uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
-Serio? – jego serduszko zaczęło bić naprawdę mocno, kiedy ostrożnie objął ją ramieniem, a dłoń Silver nakrył swoją ręką. Delikatnie pocałował ją, splatając ich palce razem. Chciał jej właśnie zaproponować nie kino, lecz prawdziwą randkę, kiedy do pokoju bez pukania wpadła Ayu, a za nią Navi, Rayne i Elijah.
-UPS!
-Proszę proszę, ostry dyżur!
Silver westchnęła zrezygnowana. No co za ludzie...
- Cześć, wam - powiedziała jednak. - Wejdźcie.
Jace wbił wzrok w podłogę. Okej, teraz pewnie coś jej powiedzą, że całuje się z takim bliznowatym… Rayne tymczasem podszedł do Silver.
-Dobrze, że ktoś się tobą opiekuje – powiedział radośnie. –Jemu można ufać.
-Nooo – wzrok Ayu jednoznacznie mówił, że ‘pogadamy później’.
Silver posłała jej uśmiech.
- Mimo wszystko, to był dobry mecz.
-Dokładnie. Przegraliśmy tylko jednym golem i to z użyciem Fluxa, więc naprawdę jestem z was dumny. Zwłaszcza z ciebie, Jace – zwrócił się do bramkarza, który widząc jego spojrzenie, powoli puścił dłoń Silver. Nie chciał jej zawstydzać przy kolegach z drużyny.
-Bez przesady. Długa droga przede mną – oznajmił. –Ja..eee… pewnie chcesz pogadać z Silver, to sobie pójdę czy coś.
-Nie przeszkadzasz mi. A wam?
-Ani trochę – powiedzieli zgodnie pozostali.
- W sumie to ja muszę pogadać z Jace'em. Na osobności - dodała Silver.
-Okej, zrozumieliśmy – zaśmiał się cicho Rayne. –Drużyna, wypad, idziemy na soczek, a wy tu sobie  r o z m a w i a j c i e.
            Gdy wychodzili, Ayu obróciła się i posłała im uśmiech, wraz z uniesionym kciukiem. Jace zarumienił się.
-O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał.
- O niczym - pocałowała go śmielej, niż dziesięć minut temu.
Odwzajemnił pocałunek, zastanawiając się, gdzie podziać ręce. W końcu przytulił ją mocno do siebie, ale uważał, by nie ściskać Silver za mocno.
-Powinnaś leżeć – wyszeptał i pocałował ją w nos. –Odpoczywać…
Złapał kołdrę i otulił nią jen nogi, aż do bioder.
- No odpoczywam, no... - mruknęła, niezadowolona. Ach, jej, strasznie jej się spodobał sposób, w jaki ją całował i w ogóle...
-Chciałbym cię zaprosić na kolację – powiedział nagle. –Znaczy się eee… nie pizzę, wiesz o co chodzi… yy… taką.. no..
- Tak! Bardzo chętnie - na jej ustach pojawił się szerooooki uśmiech.
-Zgodziłaś się – powiedział zaskoczony, ale przyjemnie.
Postanowił, że jeszcze dziś każe swojemu człowiekowi zarezerwować lokal w najmodniejszej restauracji na tej planecie. Chciał zabrać Silver do takiego miejsca, które wryje się jej w pamięć.
Tak, jak on chciał pozostać w jej pamięci.



4 komentarze:

  1. kocham Sky'a XD no sory, ale wielbię tego człowieka xdd jest moim idolem xdd chusteczka, że to moja postać xdd

    OdpowiedzUsuń
  2. No, przez tytuł nastawiłam się na totalną porażkę, jakieś 0:4 minimum... a tu??! świetnie zagrany mecz i różnica goli to tylko 1... więc ja się pytam gdzie ta porażka?!?!?! o.O
    ~Menolly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była osobista porażka Jace'a, że wpuścił :3 Moje kochanie będzie się obwiniać :3
      ~Ayu

      Usuń
  3. Trzeba przyznać, że rozdział jest całkiem długi, ale przyznaje, że mimo porażki wisienek podoba mi się. A już szczególnie końcówka, z wiadomych względów:) Jace zasłużył sobie na trochę szczęścia. Osobiście zresztą uważam, że niektórzy po prostu za bardzo czepiają się jego blizn. W mojej wyobraźni na przykład one mu bardzo pasują... Cóż czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń