niedziela, 7 października 2012

Rozdział 7. Uninvited.




            Sky od jakiegoś czasu stwierdzał, że ma paranoje. Ot. Zauważył, że jego współlokator, David de Varden, który grał na rezerwie (grzał ławkę, jak to mówił), dziwnie na niego patrzy. No tak, niby nic. Z początku pan Hell myślał, że chodzi o to, że to on gra w ataku i w ogóle na boisku, a czarnowłosy nie. Zapytał go o to. Ale Dawid zaprzeczył.
            Raz czy dwa (dobra, osiem) przyłapał go na obserwowaniu swojej skromnej osóbki, jak on to nazwał, pożądliwym wzrokiem. Okej. Nie mówił, że nie, schlebiało mu to. Trochę się przestraszył, ale nie tego, że f a c e t chce go przelecieć, nie, sypiał już z facetami. Chodziło o to, że bał się związku czy czegoś w drużynie. Potem przecież może się zepsuć i taka impreza by była.
            Tak, wiedział, że Silver umawia się z Jace’em, a Emma i Navi coś do siebie mają. Nie chciał wnikać CO. Wiedział tylko tyle, że zajebie tego rudego skurwiela, jak ją zrani. No.
            Siedział w  kuchni na blacie i pił mleko z kartonika.
            - Widziałem – powiedział David, wchodząc do środka i otwierając lodówkę.
            Chodziło o to, że nikt nie mógł pić z kartonika. Takie zasady BHP (ponoć).
            - Ale ja zamierzałem to wypić – usprawiedliwił się Sky.
            - Tak – David przejął mleko i potrząsnął kartonikiem. – Tam jest jeszcze ze dwa litry. Na zdrowie – uśmiechnął się kącikiem ust.
            - Oj cii. Idziesz gdzieś wieczorem? – zagadnął, zmieniając temat.
            - Nie. Zostaję z tobą. Wiem, cieszysz się.
            - Niemiłosiernie – przyznał i odłożył mleko.
            - Rayne daje niezły wycisk. Aż się odechciewa gdziekolwiek wychodzić – westchnął czarnowłosy i zjadł plaster żółtego sera.
            - Noo. Ale on chce, żebyśmy odkryli Fluxa i skopali tyłki mistrzom.
            - Tacy z nich mistrzowie jak ze mnie kucharz – zaśmiał się.
            - Oj cii…
            David oparł łeb o ścianę, lekko odchylając ją do tyłu, ale wciąż obserwując starszego chłopaka. No, przystojny był. Wysoki, dobrze zbudowany, puszyste kłaczki, ładne oczki, kuszące usta… No dobra, gdyby Sky mógł przeczytać jego myśli, oficjalnie by wiedział, że David na niego leci. Wolał facetów, co zrobisz. Ale w drużynie jak na razie wiedziała tylko jego siostra. Jemu osobiście wisiało i powiewało, czy się dowiedzą, czy nie. Po co miałby się z tym afiszować? To tak, jakby oni musieli się zwierzyć, że są hetero. Szkoda słów.
            - Podaj mi jabłko – „poprosił” w końcu.
            - Weź se – odpowiedział inteligentnie Sky, który podobno skończył Yale.
            A skończył, ponieważ pochwalił się już swoim zajebistym dyplomem.
            - Okej.
            David wstał i podszedł do napastnika (och, czyżby jabłka znajdowały się za jego postacią?), stanął między jego nogami, wyciągnął dłoń tuż obok jego ramienia i zbliżył się bardziej do jego sylwetki.
            Sky uniósł brew. Był podrywany. Ileż to razy. Serce mu nie drgało nigdy (no, może czasem). Ale teraz nieco przyśpieszyło. Nie chciał się z tym zdradzać, ale kiedy jego jasne policzki zaróżowiały… no cóż.
            W końcu poczuł spokojny oddech pana de Varden na swojej szyi. Trwało to mniej, niż sekundę, ponieważ David szybko wziął jabłko i się wycofał z powrotem na miejsce.
            O, nie. Sky zamierzał się zemścić.
            Tylko jeszcze nie wiedział jak.

            Sky wrócił do pokoju i zastał Davida na łóżku jak coś gryzmolił na kartce.
            - Co robisz? – zapytał, ściągając koszulkę. Och, bez krępacji.
            - Rysuję – odpowiedział, w ogóle na niego nie patrząc.
            David miał swój własny, prywatny, osobisty szkicownik i rysował tam różne rzeczy. Twarze, krajobrazy, postacie z komiksów, bajek, portrety, jakieś przedmioty jak na przykład samochody czy kartonik na mleko, które rano trzymał Sky.
            - A, to sobie rysuj – powiedział napastnik i polazł do łazienki.
            Umył ząbki i rozebrał się do bokserek, w których spał. Wrócił do pokoju, a David jak rysował, tak rysował. Sky westchnął i walnął się na łóżko obok niego. Opierał się łokciem tuż obok jego uda.
            - Pokaaaaaż.
            David pokazał mu portret swojej siostry, samochód jego marzeń, a także wiśnię. Cherrissimo i te sprawy. A potem pokazał mu obrazek, przedstawiającego Sky’a, który spał, a kołderka zakrywała go od bioder w dół. No, może nie za koniecznie, ponieważ spod kołderki wychodziła jego męskość.
            - Ale ja śpię w bokserkach! – poinformował go szybciutko, czując jak się rumieni.
            - Wiem – uśmiechnął się kącikiem ust, znowu na niego nie patrząc.
            Cholerny smarkacz – warknął w myślach. Nie wiedział, czy był bardziej zły na siebie, czy na niego.
            Odetchnął.
            - Podobam ci się, co?
            - Hm… no.
            - A mnie podoba się ten obrazek. Dasz mi go?
            David prychnął.
            - Chciałbyś, kotku. To wszystko moje. Jakbym chciał, żebyś coś dostał, to bym ci to dał.
            - Oj dobra, nie złość się. Ale podobają mi się twoje dzieła. Masz talent.
            Spojrzał na niego, odwracając głowę w jego kierunku. David w końcu spojrzał na niego. Sky odnotował to w głowie.
            - Chcesz mnie kupić komplementami? – zapytał, mrużąc oczy.
            - A to działa? – uśmiechnął się.
            - Hm… może.
            - Masz też cudną sylwetkę i postawę ciała. Twoje czarne włosy świetnie pasują do twoich tajemniczych oczu. Masz boski brzuszek i ramiona. Dobrze grasz w piłkę i pewnie niedługo odkryjesz Fluxa.
            David roześmiał się. To chyba on powinien mu prawić komplementy.
            - I masz fajny śmiech. Taki radosny – kontynuował Sky.
            - O matko – westchnął po chwili David, jeszcze się uśmiechając.
            Spojrzał znów na Sky’a, opierając głowę o ścianę. Mhm, on miał naprawdę ładne, fiołkowe oczyska. Ładny, zgrabny nosek.
            Zbliżył się więc do niego i pocałował go w te miękkie usta. Przycisnął wargi do jego warg i dopiero po chwili wsunął język do jego ust. Sky odwzajemnił pocałunek, czując miłe ciepełko w sobie.
            I kiedy zaczął się unosić na ręce, żeby było im łatwiej, David odsunął się i wrócił do rysowania.
            To tyle, kutfa? – prychnął Sky w myślach.
            - Dobrze całujesz – powiedział rezerwowy.
            - Wiem. Ty też.
            - Wiem.
            Och, nie żeby Sky liczył na c o ś więcej. Pff, i po co on tak się przejmował tym wszystkim. Phi, nie było czym, ot co.
            Usiadł na łóżku i już miał zamiar wstać, iść do swojego koja i spać, ale powstrzymał się. Położył dłoń na jego policzku, odwrócił czarnowłosy łeb w swoją stronę i pocałował go namiętnie, wręcz zachłannie wpijając się w jego usta. Oczywiście, że tego tak nie zostawi! Ze Sky’em Hell się nie pogrywa!
            David tymczasem odłożył szkicownik i ołówek na bok. Odwzajemniał pieszczotę, ba, przyciągnął białowłosą mendę bliżej siebie. A ta białowłosa menda pozbyła się jego koszulki i zaczęła całować go po szyi i ramieniu. Palce Davida zaczęły błądzić po plecach i torsie Sky’a, sunąc po jego gładkiej skórze. Wciągnął go na swoje kolana, aby było im łatwiej obdarowywać się pocałunkami. Dłoń Sky’a zjechała po torsie chłopaka w dół, aż na podbrzusze. Uśmiechnął się lekko, wsuwając palec za linię jego bokserek.
            David objął go w pasie, a potem szybkim ruchem położył pana Hell na plecach. Szybko znalazł się nad nim i pocałował w usta ponownie, dłonią macając go po żebrach i wyrzeźbionym brzuszku. W końcu pocałunkami zaczął schodzić niżej, niżej, aż w końcu dotarł do jego bokserek. Pomasował jego męskość przez bieliznę, czując, że jest już twardy. Cmoknął go w podbrzusze i zdjął z niego gatki. Ujął jego męskość w dłoń i zaczął nią powoli poruszać w górę i w dół.
            Sky zacisnął pięści i zamknął na chwilę oczy, by po chwili je otworzyć i spojrzeć na zadowolonego z całej sytuacji Davida. Po chwili jęknął cicho, czując jak usta jego współlokatora zaciskają się na nim i zaczynają go ssać, a język robił kółeczka wokół samego czubka.
            Po chwili Sky przyciągnął go z powrotem ku górze i pocałował władczo. Potem przewrócił go na plecy i znalazł się między jego nogami. Szybko pozbył się jego bielizny. Pocałował go znów, palcami obejmując jego męskość i zaczynając ją pieścić. David westchnął mu do ucha, które lekko przegryzł.
            W końcu Sky wszedł w niego powoli i spokojnie, by od razu potem przejść do szybkich i zdecydowanych ruchów. Oparł się dłońmi po obu stronach jego ciała i uśmiechał się zadowolony. Ale tylko przez chwilę, ponieważ już po chwili jego usta wykrzywiły się grymasie rozkoszy.
            David podniósł się trochę, złapał go za kark i przyciągnął do siebie. Pocałował go w usta i ramię, a także tatuaż na szyi. Sky schował nos w zagłębie jego szyi i wsłuchiwał się w ciche jęki i westchnienia partnera. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco (o ile to było możliwe), kiedy poczuł, jak David przesuwa paznokciami po jego plecach. Dotąd tylko kobiety to robiły (faceci jakoś nie bardzo).
            Po kilku chwilach obaj doszli, jeden przegryzając dolną wargę, drugi z cichym krzykiem. Sky opadł bezwładnie na ciało Davida, który nie miał nic przeciwko. Oddychali szybko, jakby przebiegli maraton.
            David zamruczał i pogłaskał go po włosach. Sky w końcu uniósł się i walnął się obok niego.
            - No – skomentował w końcu de Varden.
            - Ale bez związków, okej? Nie bawię się w to – zaznaczył Sky.
            - A co? Baba jesteś? – zaśmiał się. – Jasne, bez związków.
            David uśmiechnął się szeroko. Szkoda, że skończyła mu się trawka, bo chętnie by zapalił.
            - Pójdę już spać – Sky usiadł, ale po chwili znów leżał, przyciągnięty do boku Davida.
            - No to dobranoc.
            Nie przytulił go, ani Sky tego nie zrobił. Ot, leżeli obok siebie, przykryci kołderką i zasnęli.
            Obudzili się również „osobno”. Żadnemu to nie przeszkadzało.