sobota, 1 września 2012

Rozdział 3. Randka z przeznaczeniem (?).



Jace wstał o 5 rano, gdy na zewnątrz panowała cisza, a ekipa Wisienek leczyła kaca, leżąc głęboko pod kołderkami. On cichutko wymknął się z pokoju i poszedł zaparzyć kawy. Gdy ekspres zaczynał cichu szumieć wyskoczył do sklepu na dół po świeże bułki. Wszystko, co przygotował, zostawił na półce podpisanej "Silver". No. Ale to tak tylko... W ramach dodania mu troszkę pewności siebie.
Wciąż pamiętał smak jej ust. Całowała go z pasją, nie czując obrzydzenia. Miłe uczucie.
Kiedy naszykował wszystko, śmignął się przebrać w dres i zszedł na siłownię, gdzie po półtorej godziny dołączył do niego Rayne.
-Jezu, chłopie, o której ty wstałeś...?
-Obudziłem się po 5 - wzruszył ramionami Jace i wrócił do podnoszenia ciężarów.
Silver tymczasem kimała zwinięta w kłębek, tuląc się plecami do torsu brata, który obejmował ją, a nos miał gdzieś w jej włosach. No cóż, spali razem od dziewiętnastu lat, a Sky'owi jakoś to nie przeszkadzało. Chciała tu spać, spoko, tylko niech nie hałasuje.
Panna de Varden otworzyła oczy. Kołdra okrywała całe jej ciało aż do nosa. David ją obejmował i było cudnie. Czyli jak każdego poranka.
Odgarnęła jednak w końcu kołdrę, wyślizgnęła się z uścisku brata, przykryła go z powrotem i skierowała się do wyjścia. No, jeszcze przy okazji poprawiła kołderkę Sky'a.
Potem już maszerowała do kuchni po coś do chlania.
Zaskoczył ją widok ładnie i elegancko podanego śniadanka. Dla niej, bo było tu jej imię. Hm, David czegoś takiego nigdy nie robił. Może to jakiś pracownik? Na przykład właściciel chciał, żeby nowa drużyna poczuła się dobrze i tylko ona nie odebrała śniadanka? Ale w takim razie gdzie jest jedzonko dla brata i Sky'a?
No nic, wzruszyła ramionami i zabrała się za jedzonko. Mniam! Och, wyściska i wycałuje normalnie twórcę tego śniadanka.
Jace szedł do kuchni, rozmawiając z Rayne'em. Obaj byli mokrzy, ale zadowoleni po owocnym treningu.
-Nie wiedziałem, że potrafisz tyle wycisnąć - zauważył trener. -Nieźle.
-Ee...jakoś tak wyszło - burknął Jace, lekko się rumieniąc.
-Naucz się przyjmować komplementy - doradził mu Rayne i wszedł do kuchni. -Jezu, Silver - wciągnął powietrze. -Zrobiłaś więcej?
Jace zatrzymał się na progu. Jadła. Smakowało jej. Okej.
- Ja tylko jem - uśmiechnęła się. - Nie wiem, kto to zrobił, ale jeszcze żyję, więc chyba nikt nie chce się mnie pozbyć z drużyny.
Jace pomachał jej ręką, po czym odchrząknął.
-Cześć - powiedział w miarę głośno i podszedł do ekspresu. -Może to..ee..twój brat... czy coś.
- Nie, mój brat jeszcze kima smacznie. No nic, ale jak znajdę tego kogoś, to mu normalnie zapłacę - zaśmiała się. - Jak się spało, Jace? Trenerze?
-Za krótko - westchnął Rayne. -No ale wiesz, muszę dawać dobry przykład. Ale ten tutaj już był na siłowni, jak zszedłem.
-Nie sypiam długo - bąknął Jace, siadając z kubkiem kawy na krześle. Miał na sobie bluzę z za długimi rękawami i dżinsy z podwiniętymi nogawkami. Był boso.
- Ja śpię dużo. Inaczej nie umiem - wzruszyła ramionami i zjadła wszystko. Popiła herbacią. - Okej, może jutro też takie dostanę.
-Może - Rayne, który już skojarzył fakty ukrył się za gazetą. - To Jace, umiesz gotować czy coś? A ty, Silver?
-Coś tam umiem - odparł Jace wymijająco. Najchętniej naciągnąłby kaptur na głowę, ale w obecności damy nie wypada.
- Ja nie umiem i się za to nie biorę - Silver uniosła łapki w geście obrony.
-No cóż, Jace, chyba będziesz zmuszony...
-Może - zapadł się jakby niżej.
- Chętnie bym spróbowała twojej kuchni - Silver uśmiechnęła się do niego.
Przez chwilę pomyślała, że to może właśnie Jace przygotował dla niej takie śniadanko. Ostatnio tak się ładnie całowali... no i w ogóle... A może po prostu chciałaby, żeby pan bramkarz był nią zainteresowany.
-Na-naprawdę? - wykrztusił, podnosząc się. Przy okazji, prawie oblał się kawą. Prawie, na szczęście.
- Uważaj - Silver wyciągnęła do niego dłoń, jakby chciała mu pomóc.
Zarumienił się.
-Jasne - odparł i uśmiechnął się do niej niepewnie.
-Wiecie co.. - zaczął trener, wyczuwając atmosferę - pójdę obudzić resztę.
I wyszedł, zabierając kawę i zamierzając budzić ich wolno i dokładnie.
- Jace, skoro wcześnie wstałeś - Silver włożyła do zmywarki naczynia - to może wiesz, kto mi zrobił takie pyszne śniadanie?
-Nie wiem - wymamrotał szybko. -Byłemnasiłowni - dodał, uciekając wzrokiem.
- Och... szkoda, chciałam mu podziękować...
-Ale smakowało ci?
- Bardzo - uśmiechnęła się. - Było przepyszne!
-To dobrze. Ciesz... Znaczy się, to dobrze, na zdrowie - uciekł wzrokiem i dopił kawę. -Zaraz trening, nie..?
Silver uśmiechnęła się pod nosem. A więc to był on! To musiał być on!
- Tak. No nic, idę się umyć, przebrać i spotkamy się w sali treningowej - puściła mu oczko i zniknęła z kuchni.

Po treningu Jace wziął zimny prysznic (przez patrzenie na urocze krągłości Silver od tyłu miał różne grzeszne myśli) i rozsiadł się w swoim pokoju. Dostał jedynkę, gdyż był starszy od chłopaków, no i było ich nieparzyście. W sumie, jemu to nie przeszkadzało, mógł się przebierać bez obrzydzania nikogo bliznami.
Miał taką jakby kanapę w oknie, więc rozsiadł się w niej wygodnie (skubana była szeroka i długa, jakby dopasowana do jego wzrostu) i wyjął spod poduszki książkę.
I nagle ktoś zapukał do jego drzwi. Silver miała na sobie spodnie dresowe, koszulkę i bluzę Davida, but who cares. A w łapkach trzymała dwa kubki - w jednej była kawa, a w drugiej herbata.
-Proszę - odłożył książkę i podrapał się po brodzie. Kto to mógł być? Emma weszłaby bez pukania..
Silver weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
- Przeszkadzam?
-Nie, oczywiście, że nie - powiedział szybko i zeskoczył z kanapy. Podszedł, aby jej pomóc z kubkami. -Siadaj gdzie chcesz - zachęcił. A on usiądzie wtedy tak, by widziała ten lepszy profil.
Usiadła więc na tej kanapie, planując wsio tak, żeby nie musiał pokazywać tego "lepszego profilu".
- Kawa tak w ramach podziękowania za śniadanie - uśmiechnęła się.
Zarumienił się niemal do koloru ceglano - buraczkowego.
-Domyśliłaś się...?
- Nie jestem głupia. Dziękuję, to było bardzo miłe z twojej strony - pocałowała go w policzek.
Teraz był już niemal purpurowy.
-Niemazaco - bąknął. Kurde, jak on ma usiąść? Chyba zostało mu tylko bokiem do niej. -Jesteś świetna. Zazdroszczę ci fluxa. To sekso...To ee... urzekające.
- Też go będziesz wkrótce miał - aj, schlebiało jej, kiedy tak się rumienił.
-Zobaczymy - upił łyk kawusi. -Jeszcze raz dzięki. Nawet Emma rzadko przynosi mi kawę do pokoju - wyznał, zerkając na nią. Kurde. Była naprawdę piękna. Pamiętał, jak przeczesywał jej włosy palcami, jak czuł przy sobie jej ciepłe ciało.. STOP. No, ogarnij się, pomyślał.
- Ciekawe, jaki to będzie... skąd jesteś? - podciągnęła nogi i popijała herbacię.
Jego wzrok przez chwilę błądził po jej nogach.
-Z Ziemi. Znaczy, urodziłem się na Wenus, kiedy moi rodzice tam jeszcze mieszkali, ale przeprowadziliśmy się na Ziemię nim urodziła się Emma.
- Wenus? Dlatego jesteś taki przystojny - westchnęła. - Znaczy nooo wieesz... no, podobasz się, no - dodała kulawo. Ostatecznie zatopiła usta w herbacie.
-Przystojny? Ja? - uniósł kącik ust w uśmieszku. -Troszkę blado wypadam na tle rudzielców. No i Sky'a. Czy twojego Davida - wzruszył ramionami. -Nie interesuje mnie uroda.
Ta, jasne, pomyślał. No ale Silver była nie tylko piękna. Była też mądra i miła.
- To dlaczego chowasz się za kapturem?
Wzruszył ramionami.
-Nie każdy lubi widok blizny. Ja szczególnie.
- Opowiesz mi co się stało?
-A chcesz słuchać? - uniósł zaskoczony brew.
- Interesujesz mnie, więc... chciałabym wiedzieć. Ale jeśli nie chcesz mówić, to nie mów - powiedziała od razu. Nie chciała być wścibska.
Odwrócił wzrok i zamyślił się na kilka chwil.
-Miała na imię Elyon - zaczął w końcu. -Zakochałem się w niej bez pamięci. Była taka.. - że chciało się nią opiekować. I zrobiłem to. Myślałem, że odwzajemnia moje uczucia, chociaż wszyscy, Emma również, powtarzali mi, że ona mnie wykorzystuje.
Westchnął i odchylił głowę do tyłu.
-A potem dowiedziałem się, że jej były ją nachodzi. Więc przywdziałem zbroję kretyna i ruszyłem na ratunek, dosiadając konia imieniem Debil. Natknąłem się na niego i jego kolegów w ciemnym zaułku, idąc tropem Elyon. Oczywiście, dopiero wtedy dowiedziałem się, że nigdy ze sobą nie zerwali, a kasa, którą ode mnie pożyczała, trafiała do niego. Chciałem ją ochronić, a tymczasem roześmiała mi się w twarz i kazała wyskakiwać z portfela.
Nie dodał, że przy wszystkich nabijała się z tego, że jeszcze nie był z kobietą. Cóż, szanował je...
-A potem uznali, że trzeba mi poprawić wygląd. I poprawili. A podczas szamotania się, ktoś mnie dźgnął, a nóż sam zaczął tnąć w dół. A przynajmniej tak powiedzieli na policji - wyjaśnił. -Ot, cała historia.
Silver zakryła sobie usta dłonią. Co za głupia cipa!
- Jace - przybliżyła się do niego i złapała go za dłoń. Spojrzała mu w oczy. - Tak mi przykro... Niech no ja tylko dorwę tą szmatę...!
-Spoko - był zaskoczony jej współczuciem. No i troszkę zażenowany. -To już nie boli - dodał niepewnie.
- To nie, a to? - położyła dłoń na jego serduszku.
Okej. A te waliło jak oszalałe. Jakby krzyczało 'weźmnieweźmnieweźmnie'.
-Też nie... Miałem dobrego lekarza, szybko mnie zoperowali - wyjaśnił. Zerknął w dół. To było miłe, jak go tak dotykała.
To było smutne, straszne i do dupy. Jak można było zrobić mu taką krzywdę? JEMU?! Przecież był cudny!
-A ty? Jakieś smutne historie? - niepewnie nakrył jej dłoń swoją.
- No cóż, David pewnie niedługo mnie wyrzuci z łóżka i skończy się kimanie z bratem. No nic - wzruszyła ramionami, a potem pogłaskała go po dłoni.
-Czemu?
- Nooo, jest facetem, ma dziewiętnaście lat i zaraz będzie sławny...
-Aha. No cóż...
Już wiedział, jaki będzie kolejny prezent dla niej.
- Zdarza się - westchnęła. - Kupię sobie pluszaka, o.
Kurde. I pomysł poszedł w pizdu.
-No.. .Ja śpię sam całe życie. Nie jest najgorzej - przyznał.
- No zobaczymy, będę musiała się przyzwyczaić...
Zaoferowałby jej miejsce u siebie, ale pewnie by go wyśmiała...
-Pomyśl, że całe łóżko dla ciebie..
- Hm... niby, ale wolę mieć kogoś obok siebie. No cóż, najwyżej będę spała z pluszakiem...
-Zawsze możesz sobie znaleźć kogoś na zastępstwo - zasugerował.
- Jesteś chętny? - zainteresowała się, unosząc na niego wzrok.
Burak. No cóż. A może wiśnia. No, niezależnie od nazwy, znów był czerwony, niczym włosy rudzielców.
-Ja..ee... jeślicinieprzeszkadzawierceniesię - wymamrotał, znów unikając jej wzroku.
- No, to może kiedyś wpadnę - puściła mu oczko.
-Serio? - szeroko otworzył oczy.
- A czemu nie? - uśmiechnęła się, a potem poczuła, jak jej serduszko przyśpiesza.
-O..och - powiedział tylko. Okej. Okej. Uspokój się, Jace, warknął na siebie w myślach. Ona po prostu potrzebuje kogoś, kto się nią zaopiekuje. Nic więcej, nie nakręcaj się. No. -Chciałabyś ee.. nie wiem, obejrzeć film czy coś? - zapytał niepewnie.
- Pewnie! - ucieszyła się. - Tutaj czy pójdziemy do kina...
No, tak czy siak zapowiadała się randka!
-Możemy iść do kina - powiedział cicho.
- Dzisiaj? Jutro? W sobotę? - zacisnęła palce na kubku. Aj, randka! - Znaczy no, kiedy ci tam będzie pasować, nie? No.
-Myślałem o dzisiejszym dniu. Znaczy...za godzinkę czy dwie.. – ściszał głos. Okej.. -No wiesz, już po treningu... i w ogóle...
- Okej, więc muszę się ogarnąć.
Miała zamiar poprosić dziewczyny, żeby jej pomogły się przygotować.
-Okej...to za godzinę przy wyjściu? - zapytał, nie wiedząc, czy się cieszyć (bo się zgodziła) czy panikować (bo co on zrobi ze swoją twarzą?).
- Okej, więc ja się będę zbierać. Jeszcze mam parę spraw do załatwienia...
I Silver zniknęła i pobiegła do pokoju. Okej. Fajnie. W co mam się ubrać?!
- Co jest? - Emma podniosła się do pozycji siedzącej (wcześniej leżała z głową zwisajacą nad podłogą).
- Twój brat zaprosił mnie do kina!
- Uhuhu, ubierz sukienkę! Tę czerwoną. Pasuje do twoich włosów, bo masz czarne. I te czarne buty na obcasie.
Ayu uśmiechnęła się od ucha do ucha znad ksiązki.
-A na jaki film idziecie? Bo jeśli na horror, to nie zapomnij jakiś namiętnych perfum - poradziła, patrząc na Silver z mieszaniną zazdrości i podziwu. Farciara, pomyślała z uśmiechem. Ale oboje na to zasłużyli.
- Jeszcze nie wiemy, ale co mnie tam film. No wiecie, Jaaace - uśmiechnęła się i po chwili była już ubrana. - Co z włosami?
- Zostaw rozpuszczone.

I tak szła w stronę wyjścia. Serduszko jej waliło dość szybko, ale co zrobisz.
A on czekał przy wyjściu, zastanawiając się, czy Silver przyjdzie. Był ubrany w czyste, ciemne dżinsy i koszulę. Nie miał kaptura, ale na głowie miał seksi kapelusz, taki, jaki noszą gwiazdy.
No cóż. Może nikt nie zwróci na niego uwagi..?
- Jestem - poinformowała go. - Ale masz boski kapelinder.
Mhm, nie tylko kapelinder był boski.
-Znaczy...nie wyglądam jak wieśniak?
No, teraz był pewien, że nikt nie zwróci na niego uwagi. Wszyscy będą się gapić na piękną dziewczynę obok.
- Nie, nie wyglądasz. Chodźmy - wyszli z pensjonatu.
-Bardzo ładnie wyglądasz - wykrztusił w końcu, gdy już uszli kawałek.
- Dziękuję - uśmiechnęła się i szła bliżej niego.
Gdy doszli do świateł, niepewnie otoczył ramieniem jej plecki. No, żeby nikt jej nie popchnął na ulicę czy coś...
Silver uśmiechnęła się jeszcze szerzej i nawet lekko zarumieniła. Objęła go również. A co.
-Jaki film chciałabyś obejrzeć?
- Hm... może jakiś horror?
Bla bla bla, kij z filmem, człowieku!
-Lubisz? - ucieszył się.
- Jasne. Nie są najgorsze.
W końcu zaszli do kina.
Jace kupił dwa bilety na Piłę XIX, a potem dodatkowo coś do jedzenia. Cały czas starał się nie pokazywać za dużo twarzy, chociaż kilka dziewczyn szeptało na jego widok. Rumienił się lekko.
Silver przytuliła się do jego ramienia, kiedy szli już na swoje miejsca. ON jest JEJ, kutfa. Wara! Wrr!
-Coś nie tak? - zerknął na nią.
Zajęli miejsca z tyłu, a on na krześle obok położył jedzonko. Gdy przygasły lekko światła, bo puszczono reklamy, odważył się zdjąc kapelusz. A teraz, uwaga, przejaw jego mega odwagi - założył go na głowę Silver.
-Do twarzy ci... - bąknął.
- Dzięki, Jace - cmoknęła go w policzek, a potem nieco bliżej ust.
Zamknął oczka i lekko przechylił głowę, by musnąć wargami jej policzek. Ufff, siedział od strony "normalnej" twarzy, więc nie musiała oglądać blizny.
No cóż, za to Silver położyła paluszki na tej drugiej stronie twarzy, a potem pocałowała go w usta.
-Nie musisz jej dotykać - wyznał z nutką wstydu i zakłopotania w głosie. -Możemy udawać, że jej nie ma...jest ciemno...
- Jak ty nic nie rozumiesz, Jace - westchnęła i znowu go cmoknęła.
Okej, teraz nie rozumiał. No nic..
Lekko ją pocałował i objął ramieniem.
Czuł, że nie musi rozumieć, by być teraz naprawdę szczęśliwy.